Nie dziwię się Hanie że nie nie może za mną nadążyć, rodzinka a zwłaszcza małżonek główny wykonawca moich pomysłów też ledwie nadąża, zwłaszcza że gdzieś rok temu ruszyły pierwsze przymiarki jak przeistoczyć pomieszczenie gospodarcze a raczej rupieciarnię przeistoczyć w pracownię.
W wielkich bólach powstała ona w końcu, owszem cieszyła mnie do czasu ....aż kolejne póki, były niewystarczające na pomieszczenie wszystkiego, stół słusznych rozmiarów plus krzesła nie dawały już żadnej swobody jeśli chodzi o pomieszczenie kursantek, i w miarę płynne przemieszczanie się, po pracowni.
Kiedyś cieszyło mnie posiadanie tak dużego domu ...zwłaszcza jak dzieci były małe ...wiadomo mnie sprzątania ...brrr, lecz czym dziatwa większa tym mniej chętna na jakąkolwiek formę sprzątania, choćby za sobą, więc postanowiłam nie przyjmując żadnego sprzeciwu, samozwańczo zmniejszyć powierzchnię mieszkaniową, przerabiając ją na pracownię plus niewielki sklepik plastyczny.
Teraz cały dół domu będzie pod biznes że tak to nazwę, wypożyczalnię i pracownię będę mieć na jednym poziomie, dla mnie wygodnie, a dzieciaki mogą sobie teraz bałaganić w swoich pokojach, tam mniej będzie mi to przeszkadzać.
Ja wiem, że gnam, pędzę może za szybko, to co, lubię tę adrenalinę, nawet nie wiem jak to nazwać, ale sprawia to że jestem ......nie chcę znowu się zatrzymać jak kiedyś na dwie dekady ....i usychać za życia, wiem że się powtarzam lecz wczoraj patrzałam na finał Hell's -kitchen gdzie finalistka która jednak nie wygrała,mama dwójki dzieci, przyszła do tego programu dla siebie, aby sobie i innym udowodnić że na realizację marzeń nigdy nie jest za późno.
Nawet mi dziś , trudno idzie zmieniać te moje życie, pewnie nawyki domowników choćby kulinarne , jak ciężko uświadomić im, że robot kuchenno-domowy czyli ja ma dość, spierniczył się, baterie padły :)
Ale dzięki temu, że mogę uciec w swój świat, robić coś co sprawia mi radość, zajmując głowę i ręce tworzeniem, potrafię tę nieznośną nieraz codzienność znieść, nieraz bardzo trudną i bolesną , dla mnie jako matki.....(tutaj się zatrzymam, żałując że nie ma już blogownic, gdzie mogłabym to poruszyć )
Chyba coś w tym jest, że wszelakie remonty to czas zmian, u mnie liczę na te pozytywne zmiany, myślę że będę już za miesiąc mogła wam pokazać to nad czym pracuję, są to trzy różne projekty, wszystko z innej wsi :)
Muszę się jeszcze pochwalić że codziennie zbieram cudowne, obślizgłe plony ze szklarni w postaci brązowych ślimaków, które mi już zeżarły kilka główek sałaty, poziomki, a dziś france przyłapałam w mojej mięcie ...fuj, zbieram to paskudztwo do doniczki...i wynoszę w drugą stronę ogrodu ....darując im żywot ...szkodniki ..ale wszystko chce żyć, i na drugi dzień znów stołują mi się na sałacie ....
Na zdjęciu wspomnienie po wolierze .....
W wielkich bólach powstała ona w końcu, owszem cieszyła mnie do czasu ....aż kolejne póki, były niewystarczające na pomieszczenie wszystkiego, stół słusznych rozmiarów plus krzesła nie dawały już żadnej swobody jeśli chodzi o pomieszczenie kursantek, i w miarę płynne przemieszczanie się, po pracowni.
Kiedyś cieszyło mnie posiadanie tak dużego domu ...zwłaszcza jak dzieci były małe ...wiadomo mnie sprzątania ...brrr, lecz czym dziatwa większa tym mniej chętna na jakąkolwiek formę sprzątania, choćby za sobą, więc postanowiłam nie przyjmując żadnego sprzeciwu, samozwańczo zmniejszyć powierzchnię mieszkaniową, przerabiając ją na pracownię plus niewielki sklepik plastyczny.
Teraz cały dół domu będzie pod biznes że tak to nazwę, wypożyczalnię i pracownię będę mieć na jednym poziomie, dla mnie wygodnie, a dzieciaki mogą sobie teraz bałaganić w swoich pokojach, tam mniej będzie mi to przeszkadzać.
Ja wiem, że gnam, pędzę może za szybko, to co, lubię tę adrenalinę, nawet nie wiem jak to nazwać, ale sprawia to że jestem ......nie chcę znowu się zatrzymać jak kiedyś na dwie dekady ....i usychać za życia, wiem że się powtarzam lecz wczoraj patrzałam na finał Hell's -kitchen gdzie finalistka która jednak nie wygrała,mama dwójki dzieci, przyszła do tego programu dla siebie, aby sobie i innym udowodnić że na realizację marzeń nigdy nie jest za późno.
Nawet mi dziś , trudno idzie zmieniać te moje życie, pewnie nawyki domowników choćby kulinarne , jak ciężko uświadomić im, że robot kuchenno-domowy czyli ja ma dość, spierniczył się, baterie padły :)
Ale dzięki temu, że mogę uciec w swój świat, robić coś co sprawia mi radość, zajmując głowę i ręce tworzeniem, potrafię tę nieznośną nieraz codzienność znieść, nieraz bardzo trudną i bolesną , dla mnie jako matki.....(tutaj się zatrzymam, żałując że nie ma już blogownic, gdzie mogłabym to poruszyć )
Chyba coś w tym jest, że wszelakie remonty to czas zmian, u mnie liczę na te pozytywne zmiany, myślę że będę już za miesiąc mogła wam pokazać to nad czym pracuję, są to trzy różne projekty, wszystko z innej wsi :)
Muszę się jeszcze pochwalić że codziennie zbieram cudowne, obślizgłe plony ze szklarni w postaci brązowych ślimaków, które mi już zeżarły kilka główek sałaty, poziomki, a dziś france przyłapałam w mojej mięcie ...fuj, zbieram to paskudztwo do doniczki...i wynoszę w drugą stronę ogrodu ....darując im żywot ...szkodniki ..ale wszystko chce żyć, i na drugi dzień znów stołują mi się na sałacie ....
Na zdjęciu wspomnienie po wolierze .....