Niezamierzenie, musiałam wątek na przynętę pociągnąć do dziś, gdyż ten jakże długi czas, stosowania wielu wabików, nie przynosił pożądanego rozwiązana, i ciągnął się co już wiecie długie lata, skutkując tym że już straciłam, jakąkolwiek nadzieję, aby zamienić hałas i zgiełk miasta, na górską przestrzeń i widoki.
Nie mogę pominąć pominąć jeszcze faktu, że trafiła nam się na przeciągu tych lat oferta kupienia domu z płazów ( nie mylić z żywymi stworzeniami ) choć kilkakrotnie dopytywałam się właściciela czy to faktyczna nazwa czy jaja sobie z nas robi, nie miałam jeszcze wtedy internetu, dom był rozebrany, właściciel gotów był wraz z pomocnikiem nam go złożyć, wszystko fajnie tylko gdzie ? jak żadnej ziemi nie mamy pod dom.
Oj miotaliśmy się z tym pomysłem kawałek czasu, jak dziś patrzę z perspektywy czasu to cena była przyzwoita, no ale dom to nie leżak że mogę postawić sobie gdzie chcę, choć do dziś mam jeszcze w kontaktach numer telefonu do pana co miał domek z płazów, licząc po cichu że może ów kontakt się przydać, jakby co.
Nie posypię mądrymi przysłowiami, ale coś dzieje się takiego w życiu, że im czym bardziej się spinamy, czym bardziej czegoś pragniemy, to z reguły skutek jest odwrotny, myślę że każdy z takim czymś się spotkał, więc i ja usilnie kombinując jak koń pod górę, w kwestii gór, zawsze nic z tego nie wychodziło, a dlatego że małżonek owszem i towarzyszył mi w tych wycieczkach, ale nie wykazywał żadnego nawet lichego entuzjazmu, aby nasza noga tam pobyła dłużej niż planowany krótki wypad czyli 3 góra 4 dni.
Aż w ubiegłym roku, będąc z trzy razy u Hanki, już nie prowokowałam rozmów na temat osiedlenia się tam choćby na totalnie stare lata, gdzie już zapomnę po co tam chciałam być, i tych pięknych gór nie zobaczę bo wzrok nie pozwoli .....w ślubnym coś w tym temacie drgnęło, być może oboje musieliśmy do tego dojrzeć, tym bardziej że zawsze z mojej strony to wyglądało tak .....
Sprzedajemy nasz dom, nie oglądając się na nic, przy okazji siłą rzeczy paląc za sobą mosty w konsekwencji, wykluczając w razie czego jakikolwiek powrót z powrotem, pomijając fakt że musielibyśmy pozbyć się swojej pracy .....mając taką wizję, dziś się nie dziwię że małżonek, ani nie rozważał poważnie, moich chaotycznie nakreślonych planów, i bardzo dobrze, bo kto wie, jak by to się skończyło.
W sierpniowy ostatni wakacyjny wieczór, gdzie turystów prócz nas już wywiało, zajadając się świeżym buncem nieopodal naszej ulubionej bacówki, mając przed sobą wspaniałą panoramę gór, zaczęliśmy snuć , a raczej ślubny plany pod tytułem , jakby to miało wyglądać? jak on to widzi ......
Więc na jedną sprawę można spojrzeć inaczej, małżonek widzi to tak ......nie palimy mostów za sobą, domu w żadnym razie nie sprzedamy, gdyż nie po to dwadzieścia lat go własnymi rękami, remontował i póki co dalej remontuje, po drugie dzieci... za chwilę córa będzie pełnoletnia tu ma swoje plany, to tutaj mamy pracę, nasze źródło dochodu, wreszcie babcia, choć akurat, chętnie też by w górach posiedziała, tak stwierdziła.
Różne domysły pewnie Wam chodziły po głowie, być może co niektórzy z Was podejrzewali, z tym haczkiem, było zaczarowanie ślubnego, a tu potrzebny był CZAS , na zasadzie kropla drąży skałę, jak i to że ja przestałam być w tej kwestii natrętna, jak ....mucha.
Oczywiste jest to że jeszcze nic nie mamy na oku konkretnego, do wzięcia pod uwagę, jasne jak słońce też jest to że , będzie nam o wiele trudniej coś kupić, gdyż zostawiając ten dom, a myśląc o innym domu będziemy musieli dostać kredyt , aby mieć za co go kupić.
Zdajemy sobie sprawę że przez może kilka lat będziemy w rozkroku, między jednym domem a drugim, dopóki jakieś dziecko się nie usamodzielni , na tyle aby było komu zostawić nasz dotychczasowy dom, myślę że odległość od Pienin do nas czyli ponad 250 kilometrów nie jest aż taka kosmiczna, nieraz pokonanie tego dystansu zajęło nam z dwie i pół godziny, oczywiście jadąc wcześnie rano.
Pod koniec lutego lub pierwsze dni marca jedziemy w Hankowe strony szukać miejsca dla nas, przeglądając w internecie różne oferty większość jest z pośrednikami a to dodatkowe koszty, liczę że dobre wiatry i siły będą nas prowadzić do właściwego celu, a jak poczytaliście tą część, wpisów, do zobaczycie że to nie jest, taka decyzja na hop siup, dajemy sobie szansę, chcemy spróbować, jak nam się uda, będzie wspaniale, jeśli nie ....trudno, ale będziemy wiedzieć że przynajmniej spróbowaliśmy.
Jak ktoś w komentarzu stwierdził że tylko krowa, nie zmienia poglądów, więc jak kto ciekaw, być może jutro poczytacie o tym, co my też myślimy robić w tych górach, przy okazji dowiecie się co z pracownią, a dla Hany będzie ptaszek ....nie dzika kura :)
Nie mogę pominąć pominąć jeszcze faktu, że trafiła nam się na przeciągu tych lat oferta kupienia domu z płazów ( nie mylić z żywymi stworzeniami ) choć kilkakrotnie dopytywałam się właściciela czy to faktyczna nazwa czy jaja sobie z nas robi, nie miałam jeszcze wtedy internetu, dom był rozebrany, właściciel gotów był wraz z pomocnikiem nam go złożyć, wszystko fajnie tylko gdzie ? jak żadnej ziemi nie mamy pod dom.
Oj miotaliśmy się z tym pomysłem kawałek czasu, jak dziś patrzę z perspektywy czasu to cena była przyzwoita, no ale dom to nie leżak że mogę postawić sobie gdzie chcę, choć do dziś mam jeszcze w kontaktach numer telefonu do pana co miał domek z płazów, licząc po cichu że może ów kontakt się przydać, jakby co.
Nie posypię mądrymi przysłowiami, ale coś dzieje się takiego w życiu, że im czym bardziej się spinamy, czym bardziej czegoś pragniemy, to z reguły skutek jest odwrotny, myślę że każdy z takim czymś się spotkał, więc i ja usilnie kombinując jak koń pod górę, w kwestii gór, zawsze nic z tego nie wychodziło, a dlatego że małżonek owszem i towarzyszył mi w tych wycieczkach, ale nie wykazywał żadnego nawet lichego entuzjazmu, aby nasza noga tam pobyła dłużej niż planowany krótki wypad czyli 3 góra 4 dni.
Aż w ubiegłym roku, będąc z trzy razy u Hanki, już nie prowokowałam rozmów na temat osiedlenia się tam choćby na totalnie stare lata, gdzie już zapomnę po co tam chciałam być, i tych pięknych gór nie zobaczę bo wzrok nie pozwoli .....w ślubnym coś w tym temacie drgnęło, być może oboje musieliśmy do tego dojrzeć, tym bardziej że zawsze z mojej strony to wyglądało tak .....
Sprzedajemy nasz dom, nie oglądając się na nic, przy okazji siłą rzeczy paląc za sobą mosty w konsekwencji, wykluczając w razie czego jakikolwiek powrót z powrotem, pomijając fakt że musielibyśmy pozbyć się swojej pracy .....mając taką wizję, dziś się nie dziwię że małżonek, ani nie rozważał poważnie, moich chaotycznie nakreślonych planów, i bardzo dobrze, bo kto wie, jak by to się skończyło.
W sierpniowy ostatni wakacyjny wieczór, gdzie turystów prócz nas już wywiało, zajadając się świeżym buncem nieopodal naszej ulubionej bacówki, mając przed sobą wspaniałą panoramę gór, zaczęliśmy snuć , a raczej ślubny plany pod tytułem , jakby to miało wyglądać? jak on to widzi ......
Więc na jedną sprawę można spojrzeć inaczej, małżonek widzi to tak ......nie palimy mostów za sobą, domu w żadnym razie nie sprzedamy, gdyż nie po to dwadzieścia lat go własnymi rękami, remontował i póki co dalej remontuje, po drugie dzieci... za chwilę córa będzie pełnoletnia tu ma swoje plany, to tutaj mamy pracę, nasze źródło dochodu, wreszcie babcia, choć akurat, chętnie też by w górach posiedziała, tak stwierdziła.
Różne domysły pewnie Wam chodziły po głowie, być może co niektórzy z Was podejrzewali, z tym haczkiem, było zaczarowanie ślubnego, a tu potrzebny był CZAS , na zasadzie kropla drąży skałę, jak i to że ja przestałam być w tej kwestii natrętna, jak ....mucha.
Oczywiste jest to że jeszcze nic nie mamy na oku konkretnego, do wzięcia pod uwagę, jasne jak słońce też jest to że , będzie nam o wiele trudniej coś kupić, gdyż zostawiając ten dom, a myśląc o innym domu będziemy musieli dostać kredyt , aby mieć za co go kupić.
Zdajemy sobie sprawę że przez może kilka lat będziemy w rozkroku, między jednym domem a drugim, dopóki jakieś dziecko się nie usamodzielni , na tyle aby było komu zostawić nasz dotychczasowy dom, myślę że odległość od Pienin do nas czyli ponad 250 kilometrów nie jest aż taka kosmiczna, nieraz pokonanie tego dystansu zajęło nam z dwie i pół godziny, oczywiście jadąc wcześnie rano.
Pod koniec lutego lub pierwsze dni marca jedziemy w Hankowe strony szukać miejsca dla nas, przeglądając w internecie różne oferty większość jest z pośrednikami a to dodatkowe koszty, liczę że dobre wiatry i siły będą nas prowadzić do właściwego celu, a jak poczytaliście tą część, wpisów, do zobaczycie że to nie jest, taka decyzja na hop siup, dajemy sobie szansę, chcemy spróbować, jak nam się uda, będzie wspaniale, jeśli nie ....trudno, ale będziemy wiedzieć że przynajmniej spróbowaliśmy.
Jak ktoś w komentarzu stwierdził że tylko krowa, nie zmienia poglądów, więc jak kto ciekaw, być może jutro poczytacie o tym, co my też myślimy robić w tych górach, przy okazji dowiecie się co z pracownią, a dla Hany będzie ptaszek ....nie dzika kura :)