czwartek, 30 stycznia 2014

PRZYNĘTA

Stąpając po właściwej ścieżce, muszę  jeszcze poszukać, wśród  kilku polnych drużek, różnych niezałatwionych spraw, wyjaśnić, pochylić się nad tym o czym zapomniałam, lub po drodze zgubiłam, bo przecież myśląc o nowym, pewne sprawy muszę dokończyć tu na miejscu.

Jako  że  wiele osób  czytało wcześniejsze moje wpisy, pytało w komentarzach o to i owo, to zrozumiałe, wiec to jest dobre miejsce aby  rozwiać  pewne wątpliwości, lub nakreślić  pewne zarysy, naszych planów.

Jednak  powaga tych decyzji, sprawia że nie mam zamiaru działać pochopnie, choć wielu z Was wie że cierpliwość nie jest moją mocną stroną, ale w tej sprawie wyjątek był zawsze .....nie wiedzieć czemu ?

Abyście mogli zrozumieć , zabiorę Was w przeszłość, nie specjalnie odległą, lecz dekada z haczkiem czyli 14 lat temu .....pojechaliśmy na  poważne pierwsze nasze wakacje, z  czteroletnią wówczas córką, z jednej strony  była to dla mnie niesamowita potrzeba wyjazdu, oderwania się choć na ten tydzień od spraw, które  spędzały mi  sen z powiek rzez ostatni rok.

Bez wdawania się w zawiłe szczegóły,  oczekując rok wcześniej narodzin syna, nie wiedziałam że  od pierwszych naszych wspólnych chwil, będę  musiała się przygotować na to że jak najszybciej musi mieć operowane serduszko, i tak nas czekał cały rok, kursowania między domem a szpitalem, i  wyznaczaniem przeróżnych dat, aby w końcu  mógł przejść tą niezbędną operację, na szczęście wszystko dobrze się skończyło, dziś  dla mnie to wspomnienie a moje dziecko o tym nawet nie pamięta.
Więc  po wszystkim,  oczywiście  po jakimś czasie, koniecznie musiałam gdzieś wyjechać, i tak znajomy znajomego, starszy pan .... polecił nam, nawet nie Pieniny lecz miejscowość (nie śmiać się ) sromówka przy wodospadzie ....oczywiście małżonek z takim zapytaniem , zaczepiał ludzi  gdzieś po drodze,  wzbudzając wśród  nieznajomych uśmiech na twarzy że co Sromówka ? co to za miejscowość ...ha ha , potem po czasie okazało się że to chodzi o Sromowce są wyżne i niżne, i nie wodospad lecz zapora, jak widać dla polecającego, różnica w nazewnictwie żadna, ale po czasie sami zaśmiewaliśmy się z tej sytuacji....

No i tak trafiliśmy do naszej Hanki, i jesteśmy wierni,   temu miejscu do dziś, chyba tam po raz pierwszy zobaczyłam że w nocy może być kompletnie ciemno, jak okiem sięgnąć, wtedy jeszcze nie było wyciągu narciarskiego, Polany Sosny na przeciw, tylko Dunajec zwłaszcza nocą  dało się słyszeć.
Lata temu, o bladym świtem, wyganiałam męża z łóżka, aby zrobił coś z piejącym kogutem, sama mając teraz takich kilka, wtedy biedny Hankowy  kogut mi przeszkadzał wytrącając mnie ze snu , za to będąc u siebie w domu, odgłosy jadących aut, pociągów które  sprawiają że różne wrażliwsze przedmioty są wprowadzone w wesołe drgania, i samoloty które akurat muszą latać nad moją chałupą, jakoś mnie ze snu nie zrywają.

Tamtego pamiętnego lata, wręcz obsesyjnie zakochałam się w górach, zwłaszcza w Pieninach, nie są tak oblężone przez turystów jak Zakopane, jadąc tam jadę do siebie,  co tu dużo filozofować, ludzie  których tam miałam okazję poznać, zawsze przywoływali, w mym sercu, wspomnienia  z moich letnich wakacji spędzonych u mojej wspaniałej cioci i wujka, choćby taki czas żniw, gdzie sąsiad sąsiadowi pomagał, jakaś taka inna serdeczność, to samo mogłam przez lata obserwować u Hanki, w moich stronach jakoś to zanikło, a już absolutnie nie ma takiego zwyczaju, aby poszło się do sąsiada, wieczorową porą, ot tak pogadać, choćby o tym jak minął dzionek.

Już  podczas tego pierwszego, naszego pobytu, a było ich  bardzo wiele, bywały lata że i cztery czy pięć rocznie  w tym jedna Wielkanoc ( najpamiętniejsza kiedyś o tym skrobnę co nie co ),  zaczęło się  aby nie wyjść na zołzę, delikatne, urabianie mojej drugiej połowy, czyli małżonka , myślę że kobiety wiedzą , już mamy to z przydziału jak to się robi, więc i ja roztaczałam przed mym ślubnym, wizje życia w górach, o tak widoki też go zachwyciły, widmo bliżej nieokreślonego drewnianego domku, wtedy i drewutnią byłam zachwycona  i mogłabym tam zamieszkać byle by w górach, ale małżonek jako ten bardziej stąpający ode mnie po ziemi, po tych moich ochach i achach pytał ...A Z CZEGO BĘDZIEMY ŻYĆ ?  zonk ....chwilowy, ma się rozumieć ...

No tak flisakiem nie będzie,  to oczywiste ....i tak następne lata, w tych wyjazdach były bardzo podobne, chyba  nie wiele było tam naszych pobytów, aby ta chęć  zamieszkania tam przynajmniej moja , się nie pojawiła , lecz znając ten mężowski hak na moje wywody, jakbym nie wiedziała że trawy, do garnka nie wsadzę, w namiocie mieszkać nie będziemy, ani  w hawajskich przepaskach  paradować po ulicy też się nie da, więc tak, jednego roku, z trzy lata temu, miałam  mocny argument w  tym naszym przeciąganiu liny, ZAJAZD ....SIĘ TRAFIŁ ....

Oczywiście na sprzedaż był, za plecami ślubnego, musiałam zadzwonić, choćby po to aby poznać cenę , owego przybytku, lokalizacja z punktu biznesowego niezła , bo przy drodze, ale ja nie po to chcę w góry aby zamienić drogę z samochodami , na to samo tyle że w innym miejscu co to to nie , jeszcze potem  oferty  bardzo podobne, nam same pod nos się podtykały, był jeszcze  następny zajazd, tam już nie dzwoniłam bo po wyglądzie, stwierdziłam że musiałabym, w lotto trafić coś aby wystukać ten numer, choćby z ciekawości,  jeszcze w pewną niedzielę, zabrałam ślubnego na wycieczkę, do sąsiedniej miejscowości, aby zrobić obdukcję wizualną góralskiej chałupy, która na miejscu okazała się domem weselnym....na sprzedaż...aż takiej  wyobraźni nie mam aby weseliska urządzać, mam na nie alergię( post teściową nie będę ), po tym wypadzie trochę spokorniałam, choć  i rozważałam w myślach nawet w bacówce zamieszkać, czy na zamku w Nidzicy, ponoć tam moja imienniczka swego czasu mieszkała, ale tam ponoć straszy a ja strachliwa, więc zaszyłam się w kącik i tam  plotłam swoje sieci, z  taką myślą że pewnego dnia, moja przynęta będzie dostatecznie  dobrym kąskiem aby rybka (małżonek ) haczyk już pokryty kurzem czasu, w końcu połknęła, i to WRESZCIE SIĘ STAŁO.


22 komentarze:

  1. ????????? No to mnie zaciekawiłaś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma co, stopniujesz napięcie ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lidko nie stopniuje złośliwie , po prostu wiele lat minęło aby zmieścić to jednym opisem, a w czasie pisania jedne wspomnienia uruchamiają następne i następne ...póki co mam czas do niedzieli potem .....sobie odpoczniecie

      Usuń
    2. Wiem :)) Nie da się tylu wydarzeń na raz opisać.
      A zwłaszcza, że, jak piszesz, działo się to kilka lat temu.

      Usuń
  3. Ciekawa jestem co dalej? Czytam Ciebie z ochotą ale teraz to dopiero stałaś się tajemnicza !!
    Ilonuś ciesze się, ze znalazłaś coś co Cie uszczęśliwia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Izko chyba zawsze muszę mieć konkretny cel przed sobą, aby być tak po prostu szczęśliwym człowiekiem, typ kanapowca jakoś mi nie leży.

      Usuń
  4. Oni juz dawno mieszkaja w tych Pieninach, a Ilonus nam oczy mydli, ze sie stalo. Nastepny post bedzie ze zdjeciami nowego domu :)))
    Ilona, slyszysz Ty mnie? Pisz no szybciej, co tam dalej nawymyslalas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt równiutki tydzień temu zawiozłam tam swój zadek, to znaczy ślubny mi zawiózł, ale rozczaruję Cię z powrotem go przywiozłam, za to na małżonka ......no nie da się w komentarzu tego napisać, trza czekać dalej, jutro też będę w objęciach przeziębienia i wszystkich tych atrakcji, więc czas na dalszą część może się znajdzie, może wieczorem, jak porządzę z mojej tajnej kwatery.

      Usuń
  5. Myślisz, Panterko, że to wszystko było ściemą? Jak tak sobie teraz myślę i odtwarzam, to całkiem możliwe. Ale jazda!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wolnego dziewuszki, bo w takim tempie to mnie już za chwilę na Mont Evereście będziecie widzieć , wolnego...Hanno

      Usuń
  6. No co Ilonka tyś Ty już Pani w góralskiej chałupie cy nie????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak czytam komentarze to już mnie tam widzicie, ale patrzę za okno i niestety nie, sąsiad mi do sypialni luka,pociąg mi kołysze szkiełka na lampce nocnej .....nie to dalej stare miejsce ....

      Usuń
  7. Ciekawe co wreszcie się stało ? Myślę że chata w górach to tylko marzenie a stało się coś zupełnie innego , tylko co ???? Mam nadzieje że jutro Ilonko dowiemy się co było na tym haczyku. Buziaki ogromniaste.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marysiu racja chata to na razie marzenie .......poczytasz dalej...

      Usuń
  8. Może wreszcie się stanie!

    OdpowiedzUsuń
  9. Stało się i zgodził się Małżonek na" plan górski", czy stało się i kupiliście? No, kurczę blade, mówisz jak Wyrocznia delficka.

    OdpowiedzUsuń
  10. je zou daar toch wonen wat een prachtig gebied ,al was het maar tijdens de vakantie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Kupiłaś kawałek ziemi z piknym widokiem:)))

    OdpowiedzUsuń