Nie planowałam rozwijać tematu który poruszyłam wczoraj , ale Olga tak mnie jakoś natchnęła że wyciągam swoje demony do końca , kuję żelazo póki gorące czyli taka publiczna spowiedź .
Od razu piszę że to nie była żadna depresja .
Aby wszystko miało ręce i nogi powinnam zacząć od początku , czyli od narodzin mojego synka dziś już 12 latka , to że urodził się z wadą serca już pisałam kiedyś , ale to stało się dla mnie początkiem odosobnienia , gdyż syn non stop łapał infekcje a to już wykluczało tak zwane bywanie .
Pomimo wszystko uważam że potrafiłam dać sobie ze wszystkim radę , organizowałam sobie życie domowe , jeśli wiedziałam że mnie nosi , to wtedy Paweł był z dziećmi a ja zaszywałam się na parę godzin z książką , najlepiej o silnych kobietach , które gdzieś w dalekim kraju układały swoje życie , starałam się choć w marzeniach z nimi identyfikować , oczywiście gdy książka została przeczytana , ja odnajdywałam znów przyjemność domowego kieratu .
Mijały lata życie leciało już utartymi ścieżkami , były noworoczne postanowienia , z których nic nie wychodziło , poza tym że minął kolejny rok , pierwszy dzwonek że coś jest nie tak było jak Kinga szła do pierwszej klasy , oczywiście było pasowanie na pierwszaka , a mamy miały za zadanie przygotować takie mini przyjęcie oraz trzeba było wraz z dziećmi zasiąść przy jednym stole , dodatkowo mój stres potęgowało to że posłałam dziecko do szkoły w innej dzielnicy , wszystkie mamy się znały a ja byłam obca i siłą rzeczy wzbudzałam ciekawość pod tytułem co to za jedna , wtedy żałowałam że nie jestem niska .
Moje dziecko wybrało jeszcze miejsce w centralnym punkcie tego stołu , gdzie tylko jedna osoba mnie dzieliła od księdza proboszcza , gdzie jak można się domyślić jedne słowa zagłuszały drugie , a żebym nie myślała już tego dnia że najgorsze za mną , tuż za bramą szkolną , obcas buta wszedł mi między płyty chodnikowe i się złamał , wzbudzając ogólne zainteresowanie ....Kinga do dziś świetnie pamięta tą sytuację jako śmieszną , tylko nie wie co ja tak naprawdę czułam , widząc może z trzy metry dalej uśmiechy trzech pań z którymi dopiero co siedziałam przy stole a ich miny mówiły.... dobrze jej tak .
Mąż choć naprawdę dobry i kochany , niestety nie potrafił mi pomóc a ja i sama jeszcze problem starałam się minimalizować choć już pytania mojej dalszej rodziny w stylu co się ze mną dzieje powinny dać mi do myślenia ...
Znów lata mijały gdy , mój syn szedł do pierwszej klasy na pasowaniu , w sali gimnastycznej byłam a z przyjęcia uciekłam z synkiem obiecując mu coś ale niestety już nie pamiętam co to było , wytłumaczyłam domownikom że źle się czuję i sama się rozgrzeszyłam z mojego niecnego zachowania.
To są tylko zlepki tysiąca sytuacji które ponad dekadę miałam , przeżywałam , byłam z nimi sama , sama nieraz czułam się jak dr.Jekyll i mr. Hyde , uwielbiałam swoje rodzinne życie , to że taka ze mnie dobra gospodyni tak myślałam , starałam się aby było pysznie , smacznie , domowo , ogień w kominku dopełniał ciepło rodzinne , oczywiście porządek przy codziennym sprzątaniu był utrzymywany jakby inaczej .
Ale były dni że nie potrafiłam się tym cieszyć , książki wręcz mnie złościły , że ja tak nie mogę , brak mi odwagi , odkrywałam że potrzebuję kontaktu z ludźmi , ale sama ich unikam , no i takie błędne koło .
Nawet teraz pisząc czuję te uczucie przeraźliwej samotności w którą sama coraz to głębiej wsiąkałam , pozwolicie że przynajmniej na dziś zakończę ten temat , nie chodzi o podtrzymanie napięcia , tylko o to że w tym świątecznym czasie nie chcę Wam psuć nastroju , a po drugie nie wiem czy potrafię o tym swojej mrocznej otchłani napisać , raczej tym nikomu nie pomogę , bo kim jestem ? kobietą jakich miliony ze swoimi problemami .
Jak nie będziecie mieć dość to napiszę o moim wyjściu z tej otchłani , dziś jestem w zupełnie innym miejscu , miałam to zostawić na później ale chcę się z Wami podzielić tym że o Kurnej Chacie o której pisałam że to i tamto , przede wszystkim ma to być miejsce gdzie będę zapraszała na warsztaty tematyczne panie z moich okolic , gdzie będzie można nauczyć się robienia na drutach , szydełkowania , dekupażu , i co tam się jeszcze da , chodzi o to aby jakaś pani co coś potrafi zechciała podzielić się swoją wiedzą z innymi .
Oczywiście kawcia lub grill też mam w planach , ale to ma być tylko dla pań , z córkami będą mile widziane, to są plany jak dobrze pójdzie to jesienią będę mogła je wprowadzić w życie .
No i się wygadałam , ale mam długi język :))
Tych wszystkich którzy chcą czytać o ptaszkach , przepraszam że to piszę , ale niby blog z założenia jest formą pamiętnika , wiele ludzi chce aby było ślicznie , pięknie i to się da zrobić , ale jak ja już piszę i chcę trochę pobyć w tym blogowym bycie , to niestety abyście mogli zrozumieć moje pewne zachowania ( przyjaźń blogowa , telefony )o których pisałam , musiałam napisać skąd one wynikają czyli wrócić się w przeszłość .
Dziękuję Wam za komentarze zwłaszcza pod ostatnim postem , mam nadzieję że jak ktoś też siedzi w swojej skorupce to spróbuje sam ją rozwalić .
Jeszcze do 20 można głosować na Maciejkę namiary pod poprzednim postem :))
Od razu piszę że to nie była żadna depresja .
Aby wszystko miało ręce i nogi powinnam zacząć od początku , czyli od narodzin mojego synka dziś już 12 latka , to że urodził się z wadą serca już pisałam kiedyś , ale to stało się dla mnie początkiem odosobnienia , gdyż syn non stop łapał infekcje a to już wykluczało tak zwane bywanie .
Pomimo wszystko uważam że potrafiłam dać sobie ze wszystkim radę , organizowałam sobie życie domowe , jeśli wiedziałam że mnie nosi , to wtedy Paweł był z dziećmi a ja zaszywałam się na parę godzin z książką , najlepiej o silnych kobietach , które gdzieś w dalekim kraju układały swoje życie , starałam się choć w marzeniach z nimi identyfikować , oczywiście gdy książka została przeczytana , ja odnajdywałam znów przyjemność domowego kieratu .
Mijały lata życie leciało już utartymi ścieżkami , były noworoczne postanowienia , z których nic nie wychodziło , poza tym że minął kolejny rok , pierwszy dzwonek że coś jest nie tak było jak Kinga szła do pierwszej klasy , oczywiście było pasowanie na pierwszaka , a mamy miały za zadanie przygotować takie mini przyjęcie oraz trzeba było wraz z dziećmi zasiąść przy jednym stole , dodatkowo mój stres potęgowało to że posłałam dziecko do szkoły w innej dzielnicy , wszystkie mamy się znały a ja byłam obca i siłą rzeczy wzbudzałam ciekawość pod tytułem co to za jedna , wtedy żałowałam że nie jestem niska .
Moje dziecko wybrało jeszcze miejsce w centralnym punkcie tego stołu , gdzie tylko jedna osoba mnie dzieliła od księdza proboszcza , gdzie jak można się domyślić jedne słowa zagłuszały drugie , a żebym nie myślała już tego dnia że najgorsze za mną , tuż za bramą szkolną , obcas buta wszedł mi między płyty chodnikowe i się złamał , wzbudzając ogólne zainteresowanie ....Kinga do dziś świetnie pamięta tą sytuację jako śmieszną , tylko nie wie co ja tak naprawdę czułam , widząc może z trzy metry dalej uśmiechy trzech pań z którymi dopiero co siedziałam przy stole a ich miny mówiły.... dobrze jej tak .
Mąż choć naprawdę dobry i kochany , niestety nie potrafił mi pomóc a ja i sama jeszcze problem starałam się minimalizować choć już pytania mojej dalszej rodziny w stylu co się ze mną dzieje powinny dać mi do myślenia ...
Znów lata mijały gdy , mój syn szedł do pierwszej klasy na pasowaniu , w sali gimnastycznej byłam a z przyjęcia uciekłam z synkiem obiecując mu coś ale niestety już nie pamiętam co to było , wytłumaczyłam domownikom że źle się czuję i sama się rozgrzeszyłam z mojego niecnego zachowania.
To są tylko zlepki tysiąca sytuacji które ponad dekadę miałam , przeżywałam , byłam z nimi sama , sama nieraz czułam się jak dr.Jekyll i mr. Hyde , uwielbiałam swoje rodzinne życie , to że taka ze mnie dobra gospodyni tak myślałam , starałam się aby było pysznie , smacznie , domowo , ogień w kominku dopełniał ciepło rodzinne , oczywiście porządek przy codziennym sprzątaniu był utrzymywany jakby inaczej .
Ale były dni że nie potrafiłam się tym cieszyć , książki wręcz mnie złościły , że ja tak nie mogę , brak mi odwagi , odkrywałam że potrzebuję kontaktu z ludźmi , ale sama ich unikam , no i takie błędne koło .
Nawet teraz pisząc czuję te uczucie przeraźliwej samotności w którą sama coraz to głębiej wsiąkałam , pozwolicie że przynajmniej na dziś zakończę ten temat , nie chodzi o podtrzymanie napięcia , tylko o to że w tym świątecznym czasie nie chcę Wam psuć nastroju , a po drugie nie wiem czy potrafię o tym swojej mrocznej otchłani napisać , raczej tym nikomu nie pomogę , bo kim jestem ? kobietą jakich miliony ze swoimi problemami .
Jak nie będziecie mieć dość to napiszę o moim wyjściu z tej otchłani , dziś jestem w zupełnie innym miejscu , miałam to zostawić na później ale chcę się z Wami podzielić tym że o Kurnej Chacie o której pisałam że to i tamto , przede wszystkim ma to być miejsce gdzie będę zapraszała na warsztaty tematyczne panie z moich okolic , gdzie będzie można nauczyć się robienia na drutach , szydełkowania , dekupażu , i co tam się jeszcze da , chodzi o to aby jakaś pani co coś potrafi zechciała podzielić się swoją wiedzą z innymi .
Oczywiście kawcia lub grill też mam w planach , ale to ma być tylko dla pań , z córkami będą mile widziane, to są plany jak dobrze pójdzie to jesienią będę mogła je wprowadzić w życie .
No i się wygadałam , ale mam długi język :))
Tych wszystkich którzy chcą czytać o ptaszkach , przepraszam że to piszę , ale niby blog z założenia jest formą pamiętnika , wiele ludzi chce aby było ślicznie , pięknie i to się da zrobić , ale jak ja już piszę i chcę trochę pobyć w tym blogowym bycie , to niestety abyście mogli zrozumieć moje pewne zachowania ( przyjaźń blogowa , telefony )o których pisałam , musiałam napisać skąd one wynikają czyli wrócić się w przeszłość .
Dziękuję Wam za komentarze zwłaszcza pod ostatnim postem , mam nadzieję że jak ktoś też siedzi w swojej skorupce to spróbuje sam ją rozwalić .
Jeszcze do 20 można głosować na Maciejkę namiary pod poprzednim postem :))
Kiedy przyjechalismy do Niemiec, nie znalam jezyka, ale musialam z biegu wejsc w zycie szkolno-przedszkolne dzieci, jakies spotkania, organizowanie zycia klasowego itp.
OdpowiedzUsuńCzulam sie wtedy strasznie! Zawsze na stronie, samotna, niekumata. Bylam niezwykle wyobcowana, niewiele rozumialam i stale bylam w panice, ze ktos o cos mnie zapyta, a ja nie zrozumiem i nie bede umiala odpowiedziec.
Bylo mi bardzo trudno, bo doszla jeszcze pomoc w odrabianiu lekcji, ktorych najpierw sama musialam sie nauczyc po niemiecku.
Trwalo to wiele miesiecy, podczas ktorych wprawdzie pilnie uczylam sie jezyka, ale robilam to sama i w domu. Nie mialam z kim rozmawiac, zeby zweryfikowac nabyta wiedze.
W obcym kraju, w tymczasowym lokum mieszkalnym, niepewna przyszlosci, teskniaca za rodzina i przyjaciolmi, czesto traktowana z wrogoscia.
Ilonus, jak ja to wszystko przetrwalam, nie wiem do tej pory. Ale przetrwalam!
Czlowiek to maszyna nie do zdarcia.
Czytam że też nie miałaś lekko , ale z drugiej strony znalazłaś się w obcym kraju ,gdzie to było konsekwencją Twojej decyzji , i przyszedł czas że się przystosowałaś w nowym otoczeniu , a ja zamknęłam się w swojej skorupie na ponad dekadę niejako na własne życzenie , praktycznie najlepsze lata spędziłam wyobcowana .
UsuńA ja jeszcze odezwę sie a propos tego, co napisała Pantera. I ja przeżywałam podobne rzeczy na obczyźnie. Okropne było to poczucie obcości, niezrozumienia, dzikości i uczucia, że zyje się na jakimś Marsie! A ironią losu jest, ze właściwie dopiero jak nareszcie poczułam sie tam dobrze, jak nauczyłam się na tyle języka, by porozumieć sie z ludźmi i znaleźć tam przyjaciół to...wyjechalismy stamtąd! Dlatego tęsknię teraz za tamtymi ludźmi, codziennością i odświętnością...Nie wiem, czy dane mi bedzie jeszcze kiedyś tam pojechać i spotkać się z nimi, odnowić kontakty i wspólne wspomnienia...Pewnie nie!Wieczne rozdarcie...
UsuńA i tu, po powrocie było mi dziwnie obco. Bo przecież dawni przyjaciele żyją swoim własnym zyciem, daleko stąd, gdzie osiedliśmy. Mozemy widywać się bardzo sporadycznie, okazjonalnie i w większości zniknęła juz między nami dawna zażyłość. Właściwie przetrwała tylko jedna przyjaźń.Tym bardziej jestem za nią losowi wdzięczna!
I tak źle i tak niedobrze , ale myślę droga krajanko że i tu znajdziecie swoje miejsce takie prawdziwe wymarzone , z dobrymi ludźmi u boku, będziecie powiększać Waszą hodowle ,a najważniejsze że macie SIEBIE :)
UsuńTeż tak myślę, Ilonko! Mamy siebie i to jest najcudowniejsze, co mozna mieć!
UsuńTutaj, na blogach też na szczęście znalazłam kilkoro wartościowych, dobrych ludzi. I chociaz to tylko wirtualne, to jednak dla mnie bezcenne. A poza tym, kto powiedział, ze na zawsze pozostanie tylko wirtualne???!:-))
Padło kiedyś pytanie ,gdzie leży granica wytrzymałości człowieka zarówna fizyczna jak i duchowa.Otóż nie ma takiej granicy ,postronnie wydałoby się,że to już było nie do wytrzymania a oni przetrwali i zwyciężyli.Zgadzam się z Panterką, o wytrzymałości jednostki decyduje siła wewnętrzna i wiedza,że wytrzymałość na negatywne bodźce nie ma granic.Ilonko jestem pełna podziwu dla Ciebie,ze możesz tak swobodnie pisać o demonach z przeszłości świadczy to tylko o tym że to wszystko masz za sobą.Każda terapia bywa kończona gdy można o problemie rozmawiać swobodnie i publicznie.Atak w ogóle to jesteś wulkan pomysłów,które realizujesz krok po kroku.Tylko podziwiać i naśladować,przesyłam całusy.
OdpowiedzUsuńSiła wewnętrzna jest bardzo ważna , coś czego nie widać decyduje o tym nie raz kim jesteśmy , bardzo często spotykam się że szkoda już szkoła się skończyła , jesteśmy dorośli i teraz już nie nabędziemy żadnych umiejętności , .....nieprawda całe życie będziemy się czegoś uczyć,przez ostatni rok z hakiem robię tyle rzeczy co ani połowy nie zrobiłam przez 10 lat ,nawet to że zdecydowałam się pisać bloga jest dla mnie sukcesem , bo mogłabym pisać o kizi mizi omijając szerokim łukiem trudne tematy , jednocześnie te trudne tematy sprawiły że mogę tu być z Wami na blogu .
UsuńDzięki Mariolu za Twe pokrzepiające słowa :)
Ja Ci życzę, aby wszystkie Twoje plany i marzenia ziściły się:)pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo są bardzo DOBRE ŻYCZENIA :)
UsuńKochana Ilonko! Dziękuję za ten Twój szczery do bólu post. Piszesz, że nikomu nie możesz pomóc opisaniem sytuacji tak zwykłej, jaką Ty jesteś kobiety. Ilonko! Wszyscy jesteśmy zwykli. I jednoczesnie wszyscy jesteśmy niezwykli, bo wyjątkowi, niepowtarzalni. Lecz nasze problemy i męki wewnętrzne są podobne. To wszystko nas zbliża. Otwiera na innych ludzi. Pomaga zrozumieć, że wyolbrzymiamy nasze problemy, myśląc, że tylko my jesteśmy tacy dziwni lub tylko nam jest tak ciężko. A bardzo wiele osób przeżywa to samo!Będąc w stanie bliskim depresji (bo to, co przeżywałaś było jednak czymś takim, wnioskując z opisanych przez Ciebie symptomów)boimy sie zetknięcia z zewnętrzną rzeczywistością, odgradzamy się murem, posądzajac nawet innych o złośliwość czy szyderstwo. Ale tak naprawdę w ludziach to szyderstwo, którego sie boimy jest niczym innym, jak zasłoną dymną. Bo boją sie ukazać swoje słabości. ubierają maski pewności siebie, wyższości ,sztucznego humoru i luzu, a wewnątrz na wodzy trzymają w tym czasie swoje własne demony. O wiele lepiej wyciągnąc je na zewnątrz i zmierzyć sie z nimi, nie bojąc sie samych siebie ani niczyjego osądu.
OdpowiedzUsuńIlonko! Jesli dzisiejsze Twoje wywnętrzenie sie tutaj sprawiło Ci jakaś przykrosć, czy ból, to wybacz, bo jak piszesz, ja to w jakis sposób wywołałam. Ale jednocześnie zobaczyłaś, że napisanie szczerze o sobie nie przekresla dobrych relacji z poznanymi tutaj ludźmi a wręcz przeciwnie - stają się bliżsi, mocniej czujący i wczuwajacy sie w drugiego człowieka i w siebie. Czasem każdy potrzebuje takiego namysłu nad sobą samym. I okres przed i świąteczny sprzyja temu.
Ilonko! Ściskam Cię bardzo, bardzo gorąco i usmiecham sie do Ciebie troszkę nawet przez łzy, bo mocno Cię teraz czuję...
Olgo a ja się strasznie wzruszyłam Twoim komentarzem , nie boję się reakcji ludzi bo nic złego nikomu tym nie zrobiłam , rodzina nie ucierpiała , funkcjonowałam tak jak tysiące kobiet dopóki nie zmuszona byłam wyjść między ludzi, a potem to odchorowywałam .
UsuńJak dzisiaj pisałam , nie czułam nic poza jakąś złością sama na siebie , a nie chciałam dalej pisać bo pamiętam swoje myśli , smutek , złość na siebie , może jeszcze coś napiszę , bo zakończenie jakby nie patrzeć jest szczęśliwe .
A takie komentarze jak dziś piszecie utwierdzają mnie w przekonaniu że otaczają mnie na blogu naprawdę WARTOŚCIOWI LUDZIE , takie momenty jak dziś i inne z pewnością będę pamiętała .
Ja też Cię ściskam i cieszę się że znamy się choć wirtualnie :)
Widzisz? To wzajemnie odczuwane zrozumienie i wzruszenie to jest prawdziwa bliskosć między ludźmi. To nic, ze tylko wirtualna, ale prawdziwa i bardzo mocno przeżywana. A poza tym, jak trudno znaleźć w tej niewirtualnej rzeczywistości ludzi czujących podobnie, lub chcących sie odsłonić więcej, pokazac swoje wnętrze innym. Tu, w internecie łatwiej o zwierzenie właśnie dlatego, że jestesmy troche anonimowi. To troszkę tak, jak byśmy jechali z kims sympatycznym pociągiem i rozmawiali ze soba bardzo długo o szczerze. Każdy wysiadzie prędzej czy później na innej stacji, bo takie jest zycie. Ale wspomnienie tego niezwykłego porozumienia między obcymi przeciez ludźmi w pociągu pozostanie...:-)))
UsuńDobre porównanie do pociągu ja na razie jadę w pociągu relacji blog , i przyjdzie taki dzień że wysiądę bogatsza w nowe doświadczenia , relacje międzyludzkie .
UsuńLubisz dostawać komentarze od brzydszej i niby bardziej odpornej na stresy płci po drugiej stronie barykady? Trzy razy przeczytałem post. Problem nie jest typowo kobiecy i niestety dotyczy też mężczyzn. Po pierwsze zaskoczył mnie „szlaban” w postaci „to nie była żadna depresja”. Mam trochę wątpliwości, ale bazuję jedynie na opisach sytuacyjnych.
OdpowiedzUsuńNo dobrze, poświęciłaś część swojego życia na szczególną opiekę nad swoim dzieckiem kosztem innych uciech życiowych. Ale to jest przecież piękne i doprawdy budujące. Z drugiej strony wiem, że jakaś część kobiet nie mogłaby pogodzić się do końca z taką sytuacją i zrzuciłaby winę na niewinne dziecko. Nic bardziej tragicznego!
Zauważ, że izolacja postępowała konsekwentnie bez Twojej bezpośredniej ingerencji w taki stan rzeczy. Ruszony kamień potoczył się samowolnie i bez kontroli.
Bojaźń, to jest właściwe słowo... We wszystkich dostępnych odmianach zdominowała bieg życia. Niestety nikt nie był w stanie pomóc, wliczając bliskie osoby w tym też osobistego męża. Ich ingerencja byłaby potraktowana, jako bezpośredni atak na „kokon” chroniący przed niewiadomym na zewnątrz. Niestety, jak wiemy ograniczanie się tylko do życia rodzinnego zabija w człowieku jego ciche ambicje. I wtedy złościłaś się, i to wtedy potrzebowałaś chwile na osobności, by wałkować temat.
Poruszony kiedyś kamień musiał osiągnąć poziom zerowy, zwrotny. Chęć realizacji samej siebie w końcu wzięła górę ponad „obawami”. Wierzę, że pomogłaś sobie sama!
Piękny jest projekt Pt. „Kurna Chata”. Myślę jednak, że jednak jest przechodni i będzie tylko etapem do kolejnych osiągnięć. Bo przecież o to w życiu chodzi.
....
i kiedy potkniemy się
niepewni o następną chwilę
zaczynamy pełzać na kolanach
bo przecież w tej przygodzie
nie ma czasu na postój....
.....
znaleźć odrobinę siebie w
drugim człowieku
Rozumiemy, a przynajmniej staramy się...
Samych Serdeczności
Nie mam nic przeciwko komentarzom od mężczyzn , przeciwnie męski punkt widzenia jest zawsze inny od kobiecego ,zacznę od tego że wydaje mi się że jestem na tyle oczytana że moja wiedza pozwala mi myśleć że depresja choć teraz jest popularnym mianownikiem do wszystkiego to u mnie nie występowała .
UsuńNigdy nie myślałam że poświęcam coś dla dziecka , taka była kolej rzeczy i trzeba było się dostosować i tak uczyniłam .
Tu się zgadzam że izolacja postępowała powoli , i była procesem długotrwałym , mój mąż w mój kokon nawet nie ingerował , przede wszystkim nie miał o jego rozmiarach pojęcia , a poza tym ja sama z tych rozmiarów nie zdawałam sobie sprawy , chęć zmian osiągnęła zenit , myślę że siła charakteru oraz uprawianie w młodości pewnych dyscyplin sportowych , które wykluczają słabości też przyczyniło się do zmiany na lepsze .
A Kurna Chata niech będzie konsekwencją i miejscem gdzie choć na chwilę da oderwanie się od rzeczywistości , będzie miejscem na nowe plany , pomysły , najpierw niech powstanie a potem będę pisała :)
hele fijne dagen en een gezond 2013.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńOj Ilono, teraz widzę, że moje przeżycia przy twoich, to mały Pikuś.
OdpowiedzUsuńTrwało to może dłużej, bo Twój organizm przeszedł ogromny stres w związku z chorobą synka. Bez pomocy lekarskiej to wszystko przedłużało się...
Wysuwam jeden wiosek. Jesteś wyjątkowo śliną osobowością.
I chwała Ci za To!
Ilono, z okazji najpiękniejszych Świąt Bożego Narodzenia, życzę by Boża Dziecina z Wysokości Nieba błogosławiła Tobie i Twojej ukochanej Rodzince...
Niech błogosławi Waszym marzeniom, dążeniom i we wszystkim Was wspiera.
Pozdrawiam
Lusia
Dziękuję za Twe słowa i życzenia oby wszystko było piękniejsze i lepsze no i się spełniło :)
UsuńŚciskam Cię Lusiu :)
Wiem o czym piszesz, dobrze, ze jest dobrze, bo ja wciąż na dnie i nie widzę wyjścia z sytuacji, u mnie masakra...
OdpowiedzUsuńI myślę że wiem co Ty możesz czuć , mam nadzieję że Twe cudne Anioły sprawią że zaświeci u Ciebie słońce , świat uśmiechnie się szeroko a Ty poczujesz że jesteś naprawdę szczęśliwa :)
UsuńIlonko jest takie powiedzenie co cię nie zabije to cię wzmocni!!! Trzymaj się ciepło, nos do góry i niech marzenia się spełniają, a co!!!
OdpowiedzUsuńMnie nie zabiło , a przypływ mocy jeszcze dla paru osób by starczyło :)
UsuńDzięki Haniu nos jest ku górze :)
Tyle się napisałam i mnie wyrzuciło.Tak to u mnie jest z internetem.Teraz już krótko.Czytając Twojego posta czułam się jak bym czytała o sobie.Silna z Ciebie kobieta,a i plany masz wspaniałe.Wszystkiego dobrego.
OdpowiedzUsuńTeż nie raz się napisze a potem w kosmos pójdzie ,może nie powinnam tak pisać ale cieszę się że nas takich jest więcej , którzy trwali , trwają w takich swoich skorupach i wołają choć nikt ich nie słyszy .
UsuńJa się z moich ograniczeń wyzwoliłam więc mogę czuć się silna , ale nigdy nie mów nigdy i o tym pamiętam .
Tobie również Brydziu wszystkiego naj :)
"Wzloty i upadki trwają nieprzerwanie
OdpowiedzUsuńzarówno w odniesieniu do człowieka,
jak i całego kosmosu;
każdy ruch - nawet upadek, zapaść,
depresja - jest wzlotem.
To jest jak księżyc - prawie niewidoczny
tuż przed nowiem,
jak odpływ przed powrotem wód,
jak sen niosący odrodzenie i siłę
na dzienne czuwanie...
Upadek nie jest nieszczęściem,
lecz naturalnym ruchem
wynikającym z naszego wpisania w ten świat..."
(Penney Pierce)
... i tego właśnie doświadczyłaś...
Mar jak zwykle w samo sedno ...:)
UsuńWitaj. I ja sie odezwę. To bardzo dobrze ze piszesz o swoich przeżyciach. Jestem empatyczna, toteż rozumiem problemy innych ludzi. Najważniejsze dopiero nadejdzie, bo napiszesz, jak skończyła się Twoja historia. I wiesz co? Pokażesz każdej z nas, ze tak mozna, że można się podnieść z beznadziejnego położenia w danej chwili. Każda z nas przeżywa chwili grozy, bojaźni, lęków a większość, pozornie normalne społeczeństwa śmieje sie z tego lub poniża, zupełnie nie rozumiejąc, ani nie starając się analizować przyczyny takich zachowań.
OdpowiedzUsuńWyszło trochę masło maślane. Sorki. Pozdrawiam
Masz rację Anko że zwracamy uwagę co inni pomyślą , analizujemy , a nas samych jak czujemy myślimy na końcu , błędne koło , niby prosto doradzać innym a sobie pomóc najtrudniej .
UsuńMoże opisze drogę do mojego dobrego zakończenia dekady zmagań ze sobą .
Miłego :)
Dobrze, że masz już ten, można powiedzieć, samotny okres życia za sobą. Czasami się chce uciec od ludzi, ale to nie powinno być długo . Teraz tylko spełniaj swoje marzenia. Pomysł, co dzisiaj powiedział "długi język" jest świetny :)
OdpowiedzUsuńMyślę że nie zapeszyłam że uchyliłam rąbek tajemnicy tyczący Kurnej Chatki :)
UsuńKażdy z nas ma swój"krzyż"jak ja to nazywam i dźwiga. Czasami upada tak boleśnie,że nie ma siły się podnieść. Wówczas potrzebny jest ktoś , kto wyciągnie pomocną dłoń...
OdpowiedzUsuńMimo tego, życie jest piękne.
A teraz świątecznie:
Życzę Wam
nadziei,
własnego skrawka ziemi i własnego nieba,
i codziennie świeżego pachnącego chleba:
i pachnącej kawy ,
i przyjaciół wielu;
mnóstwo życzliwości;
zdrowia i miłości;
pogodnych świąt zimowych,
zwolnienia pospiechu
i nabrania dystansu do tego, co wokół;
niech się snuje kolęda i te Święta sławi,
a Boża Dziecina , niechaj błogosławi.
Dorota
Dziękuję Dorotko za Twe życzenia , które sprawiają że coraz bardziej czuję świąteczną atmosferę .
OdpowiedzUsuńTyle już zostało napisane, że nie mam co dodać. Powiem tylko, że dobrze wiem, co to znaczy taki okres w życiu. U mnie trwał on wiele, wiele lat i dlatego tak bardzo teraz doceniam każda chwilę i to co się u mnie dzieje. Kiedy przypomnę sobie "więzienie" w jakim żyłam, w jakim byłam w dużej części z własnej winy, to aż ciarki mnie przechodzą. Podziwiam Cię za szczerość Ilonko, teraz rzeczywiście lepiej rozumiem dlaczego tak ważna jest dla Ciebie przyjaźń.
OdpowiedzUsuńAniu ja też mam teraz tak że chciałabym nadrobić stracony czas , móc zasnąć z myślą że dzień nie przeleciał mi przez palce , nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę w sercu z tego co napisałaś .
UsuńJuż na przyjaźń taką dosłowną nie liczę , ale na blogowe porozumienie , sympatie owszem .
Już je masz :)))
UsuńMiło mi że się cieszysz w sercu! :)
Ja juz napisałąm u Olgi, ale jeszcze u Ciebie napiszę i przy okazji się przywitam..:)
OdpowiedzUsuńNa wstępie zgodzę się z Cezarym, ze nie ma co sie bać slowa depresja. Depresja to taka grypa duszy. Kazdy ją przechodzi. Jedni dłuzej drudzy krócej. Myśle, ze w Polsce to słowo jeszcze straszy i wywołuje mieszane uczucia. Dlatego bardzo dobrze, ze o tym piszesz i dzielisz się swoimi odczuciami, bo wiele osób to czyta i wiele nie zostawi komentarz,ale pomyśli "ja tez tak mam" i moze ten tój post będzie pierwszym krokiem, żeby coś z tą depresją coś zrobić, zeby podnieść glowe i zawalczyc o lepsze jutro.
Więc pisz Kochana co ci tam na duszy jeszcze siedzi, bo każdy z nas ma "swoją" depresje z którą sobie poradził lub będzie musiał poradzić. Czasam jest na tyle silny, ze wyjdzie z tego sam, czasem potrzebna jest silna ręka przyjaciela, a czasem kompleksowa porada specjalisty.
Najgorsze to zatracić sie w tej depresji, stracić nadzieje i nie podjąć walki, no ale Ciebie to nie dotyczy Ilonko. Odniosłaś zwycięstwo i codziennie rano powinnaś sobie o tym przypominać stając przed lustrem z uśmiechem na twarzy:)
Pozdrawiam z depresyjnie deszczowej Szkocji, dzisiaj szczególnie muszę się usmiechać i wmawiac sobie, ze gdzieś tam u góry jest słońce i pewnie gdzieś około marca zaświeci..:)
Jestem ogromnie rada że Twój tekst , pomimo że uważam że to nie depresja , też o niej czytałam i nic mi do rzeczywistych objawów nie pasowało .
UsuńPrzyjmuję że obojętnie co to było , udało mi się z tego wyrwać .
Cieszę się życiem , oczywiście też miewam doły ale one szybko mijają , poza tym mam nadzieję że u Ciebie w deszczowej Szkocji też zaświeci słońce , które wywoła Twój uśmiech a rzeczy złe ulotnią się jak kamfora :)
Serdecznie pozdrawiam i ZAPOWIADAM SIĘ Z WIZYTĄ :)
No, nie. Chwilę mnie tu nie było, bo zajęłam się domem przed świętami, a tu taka bomba. Ilonko - nie Ty jedna izolowałaś się od ludzi z powodu dziecka. Mój Benedykt z powodu ADHD i tego, co potrafił zmalować uziemił nas w domu na długie lata. Ja osoba towarzyska, zawsze w gościach mile witana, zawsze gości witająca u siebie zaczęłam żyć w rodzinnej samotni. Ale czas mija i znajdujemy nowych znajomych w miejsce tych, którzy nie przetrwali próby czasu. Sama jesteś tego dowodem. Wyszłaś do ludzi. Każdy z Twoich czytelników gości Cię w swoim domu i czeka na następne słowa, które napiszesz. Nie poddawaj się więcej. Jesteś dzielna. Pozdrawiam. Gabrysia
OdpowiedzUsuń