piątek, 7 grudnia 2012

MISZ MASZ :)



Witam :)
Znajomych i  nieznajomych :)
Wczorajsze komentarze pod postem obrały zupełnie inny kierunek , Wszystkich którzy poczuli się dotknięci  chciałam PRZEPROSIĆ  , choć nie ja byłam autorkom  tego  pod postem , jednak jako gospodyni bloga to czynię :)

Podsumowując wczorajszy post , wierzę  w ludzi , w siłę przyjaźni bezinteresownej , choć w moim codziennym życiu spotykam dużo ludzi , nieraz za dużo to tam nie mam szans na poznanie człowieka , a nie jestem naiwną kobietą , która nie wie jak świat funkcjonuje , wiem i to aż za dobrze .

Powiadają że duży wpływ na to jacy jesteśmy odgrywa dzieciństwo , być może , ale uważam że  jeśli fizycznie ludzie się zmieniają to charakter też  może być zmienny , rok zmierza ku końcowi i też wiem że dziś jestem w innym miejscu niż rok temu , doceniam to że  mogę dzielić życie z  moim mężusiem Pawłem , i  jestem mu wdzięczna że wytrzymał ze mną ponad 20 lat .

Nie trzeba nieraz zmieniać adresu zamieszkania aby zmienić swoje życie , sama parokrotnie tego doświadczyłam , pamiętam jak oczekując przyjścia na świat swojej najmłodszej pociechy , wiosną będzie osiem lat , musieliśmy w ciągu paru dni podjąć decyzję dotyczącą pracy mojego męża , zakład w którym pracował przechodził w prywatne ręce , i wybór był taki  pracuje dalej lecz na gorszych warunkach lub się zwalnia i w tym przypadku odprawa się nie należy .
Ja dwa miesiące przed rozwiązaniem , prócz tego dwójka dzieci , Paweł  wcale nie był przekonany aby pójść na swoje wieczorem  przed zaśnięciem był już zdecydowany na założenie swojej firmy , a rano znów na nie , i tak przez parę dni , ale widać dopięłam swojego i  zdecydowaliśmy się pójść na swoje .
Początki były dla nas bardzo ciężkie , wtedy poznałam znaczenie tego przysłowia że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie , co dziwne znajomi co z mężem pracowali i jeszcze pół roku wcześniej bawili się na jego urodzinach przestawali go poznawać , oni zostali i nie mieli odwagi iść na swoje .

Pół roku temu zamieszkały u nas ptaki i również życie nam się zmieniło i to jak :))

Więc może sprawiam takie wrażenie naiwnej , ale musicie mi uwierzyć że to mylące wrażenie , bardziej do mnie by pasowało gdzie diabeł nie może tam ......  jestem w takim wieku że powinnam znać się na ludziach i myślę że tak jest .
A że wierzę  że na blogu można znaleźć bratnie dusze choć parę osób myśli inaczej to poza tym jestem normalną babą , pyskatą , kłótliwą , ..........itp. ale i szczerą jak kogoś lubię to szczerze nie fałszywie .

Jeszcze wyjaśnienie z wczorajszego komentarza zapytanie o faceta dotyczyło pana , który tu od dłuższego czasu kuka a nie zechciał nic napisać :) ot tyle , poczekam może w końcu uda mi się go do tego przekonać , i wywabić go z jego kryjówki :)))

Wracając do wczorajszych Mikołajek  co prawda nic nie dostałam , ale odpowiednio wcześniej zamówił u mnie strój mikołaja pewien młody mężczyzna , wczoraj po niego się zjawił , jeszcze dopasowaliśmy  perukę, brodę i wąsy , na moje pytanie czy worek z prezentami już czeka , on popatrzył na mnie taki rozpromieniony i wyciągną z kurtki pudełko mówiąc że to jest prezentem a w środku oczywiście był pierścionek , czyli w stroju mikołaja się chciał oświadczyć:)))
Jak przyniesie strój zapytam jak mu poszło :)))

Nie będę Was prosić o wspomnienia z oświadczyn , bo to.......ale jak ktoś miał wyjątkowe  to zachęcam  do wspomnień :))))

Miłego  reszty dzionka  , mam nadzieję że też macie biało :)




31 komentarzy:

  1. Ty masz nadzieje, ze u mnie jest bialo? Zdrajczyni!!! ;)
    Jest troche. I wystarczy!
    Milego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomimo, że nie jestem tym, co „kuka”, to postanowiłem napisać parę słów. Masz zupełną rację, na blogach panują panie, panienki, mężatki i wszystkie inne odmiany kobieto - podobne. A, że jestem już zniewieściały, to może dam radę wcisnąć się pomiędzy Panie. Choćby tylko na chwilę.
    Znajomości blogowe kierują się swoimi prawami. W pewnym sensie popieram ideę zawierania bliższych znajomości. Tutaj jesteśmy tacy, jak sami się przedstawiamy. Kreujemy nasz „odrębny” świat w znacznym procencie na naszą korzyść. I ja nie jestem inny. Pomimo to byłbym skłonny przenieść blogowe znajomości na bardziej realistyczny grunt. Pewnie niektórzy ludzie rozczarowaliby się widząc moje potargane dresy na każdą okazję, czy nieułożone włosy do porządku. I pewnie nie spodobałby się nieporządek w mojej zagrodzie czy w domu do ciągłego remontu. Pewnie nieliczni pokiwaliby głowami z politowaniem dla mojej niezaradności. Jednak nie mając nic do ukrycia nie obawiam się konfrontacji.
    Też potrafię być (nie)normalny, kłótliwy i nawet arogancki. Staram się przystosować do drugiej osoby i można zobaczyć różne oblicza Cezarego Jawor. To ja.
    Cieszy mnie Twoje zabieganie, poczynając od domowego zwierzyńca, aż po troskę o rodzinę i jej dobro.
    A propos Mikołaja. Nic nie dostałem. Podobno miał trudności z dojechaniem, czy jakaś płoza mu pękła.
    Przysypane śnieżnym puchem pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi powitać drugą połowę Olgi :)
      Każdy może koloryzować swój świat na blogu , tylko po jakimś czasie kredki kolorowe się skończą i zostanie szara rzeczywistość , więc wolę pisać bez zbędnych ubarwień , więc i u mnie w zagrodzie zanim spadł śnieg było błoto które urody ptakom nie dodało , dom staruszek również w wiecznych remontach , a końca nie widać .
      Czytając u Was też podziwiałam Twoją pasję i poświęcenie aby taki kawał drogi jechać po zielononóżki , no cóż taka pasja jak i moja więc rozumie to całkowicie :)
      Pięknie się z Olgą tu na blogu i nie tylko uzupełniacie , ślicznie dziękuję za odwiedziny , mam nadzieję że do Olgi Mikołaj dojechał :))

      Usuń
    2. Mikołaj przyniósł mi ...nie powiem! Ale się uśmiecham tutaj porozumiewaczo do mojego "Mikołaja"!:-))

      Widzisz Ilonko - chciałaś i masz - dyskusje toczą sie u Ciebie ciekawe, wciąż na interesujący nas wszystkich temat zawierania głębszych znajomości w necie. A z tematów, wydawałoby się, błahych wywiązują sie głębokie przemyślenia...

      Różnie to bywa, Ilonko! Czasami taka znajomośc rozwiewa sie jak mgła poranna a czasami trwa do końca życia. Cosik o tym wiem...
      Pozdrawiam i jako odpoczynek od tutejszych rozważań proponuję zajrzeć do mnie, po nieco inny typ zamyślenia...

      Usuń
    3. Zaglądałam już do Ciebie tak na szybko z rana między pakowaniem dzieci do szkoły a gotowaniem nudli ( makaronu ) ptakom , ale jeszcze za chwilę zaglądnę .Dyskusja na ten temat przerosła zdecydowanie to o co mi chodziło .

      Usuń
    4. O! To Ty tak jak ja gorujesz makaron swoim ptaszkom? Uff! A więc nie tylko ja tak moim pierzastym dogadzam.Ale przyznać muszę, że ostatnio dogadzam im w ten sposób coraz rzadziej, bo kur mam ileśdziesiąt i musiałabym mieć fabrykę makaronu, by nastarczyć tym łakomczuchom.
      Teraz dostają wobec tego więcej ziemniaczków ze śrutą a makaronik będzie od święta!

      Usuń
    5. Też czytałam że i Wy gotujecie makarony pierzastym , na początku był mniejszy garnek , później duży a teraz największy staram się im dawać choć raz dziennie coś ciepłego wiadomo zimno , ale latem i jesienią co parę dni dostawały nudle , które kupuję w Selgrosie w dużych worach .
      Kartofle też będą włączone do ptasiego menu :)

      Usuń
    6. A wiesz jak pierzaste mięsko wszelakie uwielbiają? A jakie z nich kanibale? Jak gotuję kurze porcje rosołowe dla pieska i moich ośmiu obecnie kotów, to i kurom sie czasem co nieco z tego dostaje. Musiałabyś zobaczyc jak szaleją, jak się uganiają z tymi smakowitymi kąskami po ogrodzie i kurniku. Dostają jakiejś ekstazy!

      A Selgrosa nie mam tu w pobliżu. A pewnie mają tam tańszy niż gdzie indziej makaron, co? W ogóle na końcu świata chyba żyję!Ma to swoje plusy(biały jak w bajce śnieg i cisza), ma też i minusy(wszędzie daleko!)...:-)

      Usuń
    7. Wiem nawet na początku moich postów pisałam że kupuję im tanią kiełbasę od czasu do czasu , lub takie wędliny tak zwane sałatkowe i wtedy nawet kury na głowę nieraz mi wskoczyły :)Jedynie taki w dużym worku makaron się opłaca , najczęściej im gotuję świderki .
      A te daleko jest plusem mniej pieniędzy się udaje :) no i cisza :)
      Fajnie się gada :)Olgo

      Usuń
    8. Fajnie się gada, Ilonko!:-)
      Też im czasem przeterminowanej wędlinko podrzucam, to się aż biją o nią!
      W najbliższym czasie mnie i Cezarego czeka przykra lecz, niestety, konieczna sprawa związana z nadmiarem kogutów w kurniku. Mam tu na myśli to nieszczęsne "cięcie kogutów". Myslę o tym ze zgrozą, ale wiem że trzeba to zrobić, bo jest ich duzo za duzo. Będzie potem sporo mięsa dla nas i zwierzaków...Tylko, ze strasznie to nieprzyjemne i potem, przez jakiś czas w ogóle odechciewa mi sie jedzenia wszelkiego mięsa.
      Troszkę Ci zazdroszczę, że masz taką małą hodowlę i tylko w celach ozdobnych a nie gospodarskich. U mnie się to wszystko tak rozrosło, ze aż mnie przerosło!

      Usuń
    9. Wiem wiem takie jest życie :) niestety ja jako jedynaczka za towarzyszy nie raz miałam kury ,pamiętam jak wielką dziecięcą rozpacz miałam jak dziadek pozbawił je życia , moje ukochane przyjaciółki dziecięcego świata , które pozwalały się wozić małej dziewczynce w wiklinowym wózku , słuchały jak śpiewa , lub wylewa swoje dziecięce żale .
      Do dzisiejszego dnia nie wiem jak smakuje domowa kura , zresztą prawie nie jadam mięsa ,kiedyś parę lat temu mieliśmy króliki i też nie miałam ich z myślą pozbawienia życia , przyjechał młodszy brat męża i w tajemnicy przede mną postanowili pozbawić je życia , wstali o świcie chyba była pora letnia , gdy się obudziłam było po wszystkim jedynie wpadłam w furię powyzywałam szwagra od morderców na całe gardło on miał ze mnie ubaw a ja żal do siebie do męża .
      Więc tak mam ,i nie mogłabym tego zmienić , pamiętam jak pierwszy raz pojechałam w rodzinne strony męża jako jego żona to jego starsza siostra na pożegnanie stwierdziła że zabije nam kurę , nawet już nie pamiętam co jej powiedziałam , tylko więcej nic takiego nikt nam nie zaproponowała :)
      Pod tym względem jestem dziwadłem , śmieszna , kiedyś mąż przywiózł z domu zabitą gęś już nie miałam wpływu na jej życie , to sam sobie ją obrobił , sam upiekł , sam zjadł , i nasłuchał się jeszcze długooo moich dyrdymał .
      Pozdrawiam i czyńcie swoją powinność , kogutki z pewnością miały dobre życie u Was.

      Usuń
    10. Dziękuję za Twoje zwierzenie o tej nadwrażliwości na zabijanie hodowanych przez siebie zwierzaków. Bardzo mi to wszystko jest bliskie...
      Ale przychodzi pora, że trzeba się przełamać i działać zdecydowanie, nawet dla dobra zamęczanych przez koguty kur...

      Odpozdrawiam już porannie i dobrego dzionka mojej serdecznej rozmówczyni życzę!:-))

      Usuń
    11. Ja również życzę Wam dobrego dzionka :)

      Usuń
  3. Ja też jestem na "swoim", jak to się mówi. Jestem już na emeryturze, ale mam ze wspólnikiem, małą działalność gospodarczą. W przyszłym roku będzie 20 lat istnienia firmy. Mikołaj mi nic nie przyniósł, może pod choinką coś znajdę. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie komentowałam wczorajszych niektórych wpisów, bo nie ma co. Jak ktoś szuka "dziury w całym" to zawsze ją znajdzie. Nie przepraszaj, bo Ty na pewno nie masz za co. Pozdrawiam cieplutko.

      Usuń
    2. To Wiesz Gigo że na swoim to trzeba mieć nosa do ludzi a samemu twardy zadek :)Pod choinkę z pewnością coś przyniesie Tobie , ja u siebie też na to liczę :)

      Usuń
  4. Nie masz za co przepraszać Ilonko:))))
    Z tymi zaręczynami super pomysł, sama jestem ciekawa jak mu pójdzie:)
    Z moimi było tak. Na jakiejś imprezie zapytałam się ,czy ktoś nie wie o jakimś pokoju do wynajęcia, bo nie mam gdzie mieszkać. Wtedy kolega, którego dwa razy w życiu widziałam i rozmawiałam powiedział, że jego mama jedzie za granicę na dłużej i mogę u niego, tyko żebym mu obiady gotowała. Na to ja, jak miałabym u niego mieszkać i mu gotować, to musiałby się ze mną najpierw ożenić. No i on powiedział zgoda, a ja na to zgoda. Jesteśmy już przeszło 25 lat małżeństwem:)))
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haniu :) świetnie to podobnie jak u mnie :)
      Jako że mieszkamy w dużym domu gdzieś 21 lat temu babci znajoma szukała mieszkania dla kolegi swojego wnuka który przyjechał na Śląsk za pracą , i babcia postanowiła wynająć jeden pokój na poddaszu dla tego chłopaka , mój sprzeciw nic nie dał i coś koło początku grudnia ponad dwie dekady wstecz pojawił się pod moim dachem ponad dwudziestoletni chłopak , który w niedługim czasie skradł moje serce i na odwrót a po półtora roku został moim mężem :)

      Usuń
  5. Nie masz za co przepraszać. Mnie się wydaje, że wczorajszy brak zgody ma nieco głębsze korzenie. Kiedyś ktoś wymyślił, że wszyscy są równi. No a skoro równi, to spece od praw człowieka (i inni pseudointelektualiści) uznali, że w takim razie wszyscy są tacy sami i mają takie same potrzeby. Wynikiem tego jest to, że każdy mierzy wszystkich tylko i wyłącznie własną miarą, nie dopuszczając możliwości istnienia kilku prawd jednocześnie. Z tego założenia wyszedł wczorajszy prowokator, uznając swoją wersję za pewniak, jakby świat był prosty na tyle, że można zamknąć temat w formacie kartki z zeszytu. Podam za przykład Jacka Soplicę - czy podając się za Księdza Robaka miał złe i nieczyste intencje, a jego słowa nic go nie kosztowały?
    Jedynym pocieszeniem wydaje się to, że różnice w opinii rzadko przenoszą się na różnice w zasadach, przynajmniej w jednym kręgu kulturowym. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Falarze napisałeś co trzeba było ,ja powinnam napisać tylko że to prawda :)

      Usuń
  6. Ja ja wczoraj dostałam od Mikołaja cudowne cacko z ceramiki bilesławickiej.
    Mikołaj kupił mi na Jarmarku Adwentowym w Krakowie.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Mikołaj się postarał :))
      Idę poczytać co tam u Ciebie :)

      Usuń
  7. No i mam wyrzuty sumienia ,Ilonko,że nie jestem na bieżąco.A chciałabym,tylko tak jakoś ten czas mi ucieka ,że brakuje mi go na posiedzenie na komputerze.A jak go mam,to mój synek właśnie ma coś ważnego i koniecznie musi zająć komputer.
    A ja ,niby na emeryturze ,ale chyba jestem bardzo nie zorganizowana,bo ciągle mi go brakuje i ciągle dzień za krótki.A jak już córka przyjedzie z Krakowa,no to ten czas znów się kurczy.Wieczory poświęcam na czytanie książek,bo to jedyna okazja.Wiesz ,Ilonko,ja też uważam,że może się czasem udać taka blogowa przyjażń,ale na to trzeba trochę czasu.Ja znam kilka osób,które bardzo polubiłam i czekam na ich słowa.Czasem nawet meile sobie posyłamy,ale tu występuje problem z mojej strony,bo czasami tak ciężko na duszy,że nawet blogowej przyjaciółce nie ma się ochoty zwierzyć.
    Tak na blogu można pisać rózne rzeczy ,ale jeżeli ktoś chce wykreowac siebie na blogową gwiazdę,to to się chyba wyczuwa od razu.Dlatego ja bardzo lubię osoby,które piszą o swoich smutkach i radościach,nie tylko o swoich sukcesach i olśniewających domach .Twój blog polubiłam już wcześniej ,a teraz to co piszesz i o czym piszesz przyciąga mnie do twojego ,,okienka,,.Ale się rozpisałam.Trochę za dużo.A na Mikołaja nie dostałam ,jak zwykle ,nic.Zaręczyn tez nie miałam,więc nie mam co wspominać.I wolę nie wspominać.U nas śnieżnie,biało i mrożno.Czyli ,jak zwykle u nas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się że znalazłaś czas :) ja też mam zaległości książkowe ,smutków się ostatnio nazbierało z powodu Sammi , a ja się cieszę że się rozpisałaś dla mnie post jest ważny ale najważniejsze to pod postem gdzie można popisać co nam w myślach siedzi i poznać choć trochę ludzi po drugiej stronie komputera :)
      No to jest nas parę osób do których Mikołaj nie trafił :)

      Usuń
  8. Ja też nic nie dostałam od Mikołaja, ale to pewnie dlatego, że butów nie wyczyściłam i nie wystawiłam za próg ;)
    Co do internetowych znajomości. W sumie od niedawna piszę komentarze pod kilkoma blogami. Z jakiegoś tam forum mam kilka znajomych osób, z którymi kiedyś tam nawet się widziałam na zorganizowanym spotkaniu.
    I najważniejsze - dzięki Internetowi poznałam mojego męża. Potrzebna była sieć, żebyśmy się poznali, mimo, że oboje mieszkaliśmy w tym samym mieście :)))
    A piszę jako anonimowy, bo nie mam żadnego konta blogowego, podpisując się własnym imieniem.
    Lidka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lidko a kto sobie sam zafundował kosmetyki na Mikołaja w dodatku regenerujące ? Mikołaj pewno się zrehabilituje na gwiazdkę :)
      Jak męża można poznać dzięki sieci to dobrych znajomych również , prawda Lidko :)

      Usuń
    2. A widzisz, zapomniałam, dzięki za przypomnienie :)) Otworzyłam krem i zaczęłam od mojej twarzy. Fajny jest :) I w czwartek dokupiłam sobie masło shea do ciała. Jest super, tylko trzeba się przyzwyczaić do początkowej tłustości na ciele, zaraz po wysmarowaniu się.

      Z poznawaniem znajomych, to prawda :) Uważam też,że czas zweryfikuje wszystko, bez względu na to, czy znamy kogoś osobiście, czy tylko internetowo. Poza tym, jak ktoś już wyżej napisał - anonimowość w necie jest tylko pozorna.

      A tak poza tym, fajnie napisałaś wyżej o swojej przyjaźni z kurami i wrażliwości. Gdybym kiedykolwiek miała zwierzęta, to też na dożywocie. Mięso jem, niestety, mało, bo mało, ale zawsze.

      Pisałyście z Olgą o mięsożernych kurach. Przypomniało mi się z dzieciństwa, jakie szaleństwo było wśród naszych kur, gdy dorwały jakąś dżdżownicę lub innego robaczka :))
      L.

      Usuń
  9. Niczym się nie przejmuj Ilonko,dziś są takie czasy że kazdy pisze .Ja wierzę w szerośc piszących chociaż niektóre wpisy mnie szokują.No cóż nie na wszystko mamy wpływ ,świat troszkę teraz zwariował.
    Nawiązujc do wpisu Olgi Jawor i Twojej dyskusji na temat uśmiercania ptactwa myślałam,że tylko ja mam z tym problem.U mnie biega 14 kogutków i trochę indyków i nie mogę się pozbyć zbędnych ptaków.Myślałam,że coś sprzedam ale nic z tego.Życie zmusza mnie do likwidacji i dobra kurek i indyków więc zmuszona jestem do wynajmowania PANA by to robił.Na wsi oczywiście pukają się w czoło i uchodzę za dziwaczkę.Trudno mi jest potem przełknąć kęs i każdą taką sytuację przez tydzień odchorowuję.Cieszę się jak mogę wymienić coś z drobiu na zboże lub ziemniaki albo coś wpadnie z lasu i samo się poczęstuje,Nie zawsze oczywiście tym co bym chciała.
    Miałam przygodę z karpiem ,który sobie pływał w wannie-wigilia juz się zbliża a karp pływa.Mąż oczywiście odmówił ,nie polecę do sąsiada 3 km więc zmobilizowałam się i do roboty.Uderzyłam młotkiem ale nie w karpia tylko w wannę(tyle co zamontowaną,nowiutką)bo zamknęłam oczy by tego nie widzieć.
    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Halszko widzę że nie jestem w tym osamotniona , mam nadzieję że wannę do końca nie zniszczyłaś :))
      I ja Cię pozdrawiam .

      Usuń
  10. Ilonko:))) ja to do dziś sie śmieje ,że mój mąż w ogóle mi sie nie oświadczył..jak w takim razie została moim mężem???,,ooo i to jest pytanie:))) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń