Wracając jeszcze do wczorajszego kapuścianego postu przypomniało mi się że dawno temu jak chodziłam do podstawówki to zwyczajem było że w pobliskim spożywczaku kupowałyśmy po 30dkg. takiej właśnie kiszonej kapusty , jako że były nas trzy koleżanki zrzucałyśmy się na nią wspólnie a potem jedna z nas szła w środku i trzymała w papierowej torebce ten nasz kapuścianny przysmak .
Nie muszę wyjaśniać chyba że w niedługim czasie z owej papierowej torebki zaczęło kapać aby potem coraz intensywniej zaczęły kapuścianne soki spływać po rękach a jeśli to była zima to rękawiczki nie były mokre ze śniegu lecz śmierdząco mokre z kapusty , nasze mamy zachwycone nie były, oj nie .
.
Wyobrażam sobie teraz te współczesne dzieciaczki z kapustą w ręce na ulicy obciach , chipsy i inne wynalazki jak najbardziej .
Mijający tydzień nie był dla nas zbyt łaskawy a w szczególnie dla mnie aż dwie wywiadówki w tym jedna z perypetiami ale to może kiedyś , zepsuł mi się mój laptop po gorącym wtorku , kiedy podałam wyniki głosowania i nawet nie mogłam odpowiedzieć na wszystkie komentarze :(
Niestety wcześniej wykazywał już symptony że coś mu dolega i była to kwestia czasu , kiedy wyzionie komputerowego ducha , oczywiście poszedł do naprawy ale na cuda liczyć raczej nie możemy .
Mężuś firmowego laptopa nie chciał mi pożyczyć więc ja chodząca cierpliwość , udałam się do piwnicznych komnat w poszukiwaniu gazetek reklamowych , które w zatrważającej ilości są prawie codziennie dostarczane do naszej skrzynki na listy ,a których nawet nie przeglądam tylko wrzucam do kartonu na makulaturę którą zawsze w szkole dzieci zbierają , a mnie te gazetki na nerwy działają .
Ale w środę strasznie chciałam takową gazetkę ze sprzętem komputerowym znaleźć , no i znalazłam takich aż trzy , w piwnicznych czeluściach już obrałam sobie model ten co miałam tyle że nowszy i teraz z wielką niecierpliwością oczekiwałam mojego mężusia , wpierw zrobiłam mnóstwo krokietów z kapustą i pieczarkami ( grzybów z lasu nie daję bo się nie znam a na drugi świat mi nie spieszno ) oraz barszczyk czerwony do tego , wiecie drogie Panie przez żołądek do ....czego się chce .
Przy okazji naobiecywałam jeszcze mężusiowi gruszek na wierzbie , w stylu zero zakupów i innych dupereli i mogliśmy wyruszyć po mój nowy laptop .
W sklepie nawet się zdziwili że nie chcę słuchać ich wyuczonych formułek dotyczących sprzętu, ani nie chciałam żeby wyciągali z pudełka i sprawdzali, ale mężuś pochamował moją niecierpliwość więc musiałam swoją cierpliwość wystawić na próbę .......
Po przybyciu do domu niezwłocznie podłączyłam mój nowy nabytek do sieci wszystko co trzeba było wklepać wklepałam i okazało się że , brak łączności z internetem .....szok i zamiast radości rozczarowanie , a tu trzeba było gnać na wywiadówkę, ale znajomy miał podjechać i zobaczyć co da się zrobić .
Jednak okazało się że nic nie zdziałał wszystko powinno grać a nic nie gra , więc w czwartek z rana skontaktowałam się z dostawcą naszego łącza internetowego i obiecali że kogoś podeślą , wreszcie po paru godzinach pojawił się spec..... , który po wklikaniu paru kodów wreszcie uruchomił mi komputer o dziwo nie chciał zapłaty rzekł, że mój uśmiech mu wystarczy , miłe, ale stwierdziłam że zamiast szczerzyć zęby mała gratyfikacja finansowa mu , się należy .
Więc piszę teraz na nowym laptopie , powinno być lepiej a póki co , nie umiemy dojść w obrabianiu zdjęć i muszę się jeszcze , przyzwyczaić do niego
.
Jeszcze wczoraj jak na złość poszły nam w samochodzie hamulce i to kawał drogi od domu :(
Widzicie jestem tu prawie cztery miesiące a jednak aż wstyd, ale z wielkim nieraz zdziwieniem odkrywam że choć czytam blogi innych to dużo w nich tak naprawdę anonimowości , a ja tu się tak odkrywam nawet dom pokazałam , nie wymśliłam sobie nawet , żadnego nicka a teraz jest za późno :(
W sumie każdy pisze jak lubi co chce jak chce a ja piszę tak jak czuję .
Miłej soboty WSZYSTKIM :)
Nie muszę wyjaśniać chyba że w niedługim czasie z owej papierowej torebki zaczęło kapać aby potem coraz intensywniej zaczęły kapuścianne soki spływać po rękach a jeśli to była zima to rękawiczki nie były mokre ze śniegu lecz śmierdząco mokre z kapusty , nasze mamy zachwycone nie były, oj nie .
.
Wyobrażam sobie teraz te współczesne dzieciaczki z kapustą w ręce na ulicy obciach , chipsy i inne wynalazki jak najbardziej .
Mijający tydzień nie był dla nas zbyt łaskawy a w szczególnie dla mnie aż dwie wywiadówki w tym jedna z perypetiami ale to może kiedyś , zepsuł mi się mój laptop po gorącym wtorku , kiedy podałam wyniki głosowania i nawet nie mogłam odpowiedzieć na wszystkie komentarze :(
Niestety wcześniej wykazywał już symptony że coś mu dolega i była to kwestia czasu , kiedy wyzionie komputerowego ducha , oczywiście poszedł do naprawy ale na cuda liczyć raczej nie możemy .
Mężuś firmowego laptopa nie chciał mi pożyczyć więc ja chodząca cierpliwość , udałam się do piwnicznych komnat w poszukiwaniu gazetek reklamowych , które w zatrważającej ilości są prawie codziennie dostarczane do naszej skrzynki na listy ,a których nawet nie przeglądam tylko wrzucam do kartonu na makulaturę którą zawsze w szkole dzieci zbierają , a mnie te gazetki na nerwy działają .
Ale w środę strasznie chciałam takową gazetkę ze sprzętem komputerowym znaleźć , no i znalazłam takich aż trzy , w piwnicznych czeluściach już obrałam sobie model ten co miałam tyle że nowszy i teraz z wielką niecierpliwością oczekiwałam mojego mężusia , wpierw zrobiłam mnóstwo krokietów z kapustą i pieczarkami ( grzybów z lasu nie daję bo się nie znam a na drugi świat mi nie spieszno ) oraz barszczyk czerwony do tego , wiecie drogie Panie przez żołądek do ....czego się chce .
Przy okazji naobiecywałam jeszcze mężusiowi gruszek na wierzbie , w stylu zero zakupów i innych dupereli i mogliśmy wyruszyć po mój nowy laptop .
W sklepie nawet się zdziwili że nie chcę słuchać ich wyuczonych formułek dotyczących sprzętu, ani nie chciałam żeby wyciągali z pudełka i sprawdzali, ale mężuś pochamował moją niecierpliwość więc musiałam swoją cierpliwość wystawić na próbę .......
Po przybyciu do domu niezwłocznie podłączyłam mój nowy nabytek do sieci wszystko co trzeba było wklepać wklepałam i okazało się że , brak łączności z internetem .....szok i zamiast radości rozczarowanie , a tu trzeba było gnać na wywiadówkę, ale znajomy miał podjechać i zobaczyć co da się zrobić .
Jednak okazało się że nic nie zdziałał wszystko powinno grać a nic nie gra , więc w czwartek z rana skontaktowałam się z dostawcą naszego łącza internetowego i obiecali że kogoś podeślą , wreszcie po paru godzinach pojawił się spec..... , który po wklikaniu paru kodów wreszcie uruchomił mi komputer o dziwo nie chciał zapłaty rzekł, że mój uśmiech mu wystarczy , miłe, ale stwierdziłam że zamiast szczerzyć zęby mała gratyfikacja finansowa mu , się należy .
Więc piszę teraz na nowym laptopie , powinno być lepiej a póki co , nie umiemy dojść w obrabianiu zdjęć i muszę się jeszcze , przyzwyczaić do niego
.
Jeszcze wczoraj jak na złość poszły nam w samochodzie hamulce i to kawał drogi od domu :(
Widzicie jestem tu prawie cztery miesiące a jednak aż wstyd, ale z wielkim nieraz zdziwieniem odkrywam że choć czytam blogi innych to dużo w nich tak naprawdę anonimowości , a ja tu się tak odkrywam nawet dom pokazałam , nie wymśliłam sobie nawet , żadnego nicka a teraz jest za późno :(
W sumie każdy pisze jak lubi co chce jak chce a ja piszę tak jak czuję .
Miłej soboty WSZYSTKIM :)
cudna kaczka:)Miłego weekendu:)))))hamulce ważna rzecz!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńWypiękniała kaczucha :)Hamulec bez niego ani rusz :)
UsuńZgadzam sie z Kryska, hamulce to rzecz najwazniejsza w samochodzie, ale gdyby nie mniej wazny lapek, jak bysmy sie o wszystkim mogly dowiedziec?
OdpowiedzUsuńJak sie wali, to sie wali! Z wlasnego doswiadczenia wiem, ze nieszczescia lubia chadzac seriami. Jedno szlag trafi, a za nim podazaja nastepne szlagi.
Dobrze, ze chociaz zwierzostan ma sie niezle po przebytych chorobach.
Trzymaj sie, Ilonus.
Przyjemnego weekendu!
Dzięki Panterko myślę że seria pechowych dni uległa wyczerpaniu :)
OdpowiedzUsuńNie ma to jak złośliwość rzeczy martwych, ale nic to, pisz swoje i pokazuj więcej takich cudownych pierzastych jak na zdjęciu:)
OdpowiedzUsuńMiłego weekendu:)
Jak pokumam wszystko to i zdjęcia będą :)
UsuńTo już tak jest jak się coś wali to na całego,to prawda złośliwość przedmiotów martwych.Dobrze ,że poradziliście sobie z tymi przeszkodami.Jak tam się maja domki ptaszków? Buziaki
OdpowiedzUsuńDomki do ptaszków dwa już w ogrodzie stoją , jeszcze pomalować i będą gotowe , ale z powodu licznych awari zawirowań guzik w tym tygodniu się zrobiło :(
UsuńDobry wieczór Ilonko! Ja też z kolezankami kapustę z papierowej torebki jadałam! Pychota to była niesamowita! Miałyśmy taki prywatny sklepik obok szkoły i tam się kupowało a to oranżadkę, a to słonecznik palony, a to cukiereczki - zwane ziemniaczkami, a to czasami - gumy Donald!!!
OdpowiedzUsuńCudne, dawne czasy na Śląsku, moim rodzinnym....
To, że jesteś tak otwarta w swoim pisaniu, że nie udajesz niczego i niczym sie nie przesłaniasz - wszystko to włąśnie przyciąga do Ciebie ludzi. Ta Twoja prawda jest magią Twego bloga.
Pozdrowienia dla kapuścianej dziewczyny!:-)))
No Olgo to Ty też ze Śląska ? strasznie się cieszę , to parę nas tu jest takich śląskich dziołchów :))
UsuńZawsze tak mam co w głowie to na języku , nieraz coś palnę a potem pomyślę , nie jestem typem zamkniętej w sobie osoby co ma dobre strony jak i złe , ale tu w tym wirtualnym świecie taka otwartość ...mam nadzieję że wszystko będzie ok.
Dołączam się do pozdrowień dla Kapuścianej Dziewczyny od innej kapuścianej. Kupowałyśmy sobie kapustkę i tak samo jadłyśmy
UsuńChyba wiesz, że takie przypadki chodzą parami.
OdpowiedzUsuńW ciągu dwóch lat wymieniłam cały sprzęt w domu.
Sprzęt obliczony jest na pięć lat i nic się nie poradzi...
A kaczuszka? prześliczna.
Faktycznie mam na imię Łucja, mówią mi Lusia, na drugie Maria, a z bierzmowania Sara.
Pozdrawiam
Mój poprzedni laptop miał ponad trzy lata więc stary nie był , i jakże się cieszę że Łucja to Twoje prawdziwe imię moja babcia tak ma na drugie , Maria to również moje drugie imię a więc na drugie mamy tak samo :))))
Usuńa z bierzmowania mam Joanna :))
Ja dziś ....to tak o kapuście jadłam z moim Przemkiem tak właśnie kapuste i zanim doszliśmy do domu to juz nic nie było i trzeba było sie wrócić.
OdpowiedzUsuńFajnie tylko że nie nie kapało bo torebka była foliowa.
A hamulce najważniejsza rzecz na świecie:-)
To super zwłaszcza że torebka była foliowa :))
UsuńWłasnie dlatego bardzo lubię Twojego bloga,za to że jest taki prawdziwie z życia wzięty.
OdpowiedzUsuńTeraz nawet jak bym zachowawczo chciała pisać to było by to sztuczne , i ja bym się z tym źle czuła a tak idę na żywioł :)))
UsuńWłasnie dlatego bardzo lubię Twojego bloga,za to że jest taki prawdziwie z życia wzięty.
OdpowiedzUsuńIlonko, ostatnio mam chandrę nie tylko z powodu jesieni i nadchodzącej zimy, ale weszłam dzisiaj do Ciebie i od razu nastrój mi się poprawił. Kiedyś kupiłam kapustę kiszoną i musiałam jechać z nią (z kapustą) taksówką do domu. Przypomniałam sobie spojrzenia taksówkarza i jego minę:)) - pewnie musiał wietrzyć samochód:))- ale cóż, taka praca:)) Pozdrawiam Alex:)
OdpowiedzUsuńAlex święta za pasem kompozycje kwiatowe, ozdoby czekają ja czekam na Twoje stroiki tak że nie daj się chandrze :)
UsuńA mina taksówkarza z pewnością bezcenna :)
Aż taką smakoszką kapusty kiszonej nie byłam, bo czasami mam "rewolucję" w jelitach :))). Wywiadówki, uf dobrze, że za mną, chociaż nie było źle. Miałaś spory wydatek, zakup laptopa, ale czego się nie robi dla przyjemności wirtualnego spotkania z przyjaciółmi. Pozdrawia Cię Grażyna.
OdpowiedzUsuńTak między nami to ja też rewolucje jelitowe po niej miewam :)
UsuńMasz rację wydatek spory ale był przewidziany laptop do Kingi na gwiazdkę , więc jak uda się mój stary naprawić to ten nowy dostanie córa a jak nie to poczeka do wiosny na swój , poza tym ona nie z tych siedzących przed komputerem dzieci :)))
Tak mi się wydaje, że gdyby nie te blogowe znajomości to byś tak szybko nie dążyła do nowego laptopka :)))
OdpowiedzUsuńUmieram z ciekawości by zobaczyć te nowe domki dla pierzastych.
Nas czeka rozbudowa na wiosnę i tak myślę ... może coś zmałpuję :))
Ilonko, ja też nie jestem anonimowa, ostatnio pisałam ile strat w kurach narobił mi samoyed i miałam pytania ( prywatnie) po co to piszę ? Podobnie jak Ty uważam, że jak się pisze to o porażkach też. Przecież życie nie jest usłane różami, zresztą róża ma też kolce :)))
Pozdrawiam bardzo serdecznie i zapraszam w wolnej chwili po wyróżnienie :)
A ja kupowałam oranżadki w proszku ( plułam do nich ) i wyjadałam palcem :)))
Masz rację gdyby nie blog nie było by problemu ,oczywiście podpatruj ile wlezie , Cieszę się że Ty to Ty czyli Mirka a orenżadki też uwielbiałam :)
OdpowiedzUsuń