A teraz coś z bieżących , spraw , prace przy pracowni idą w ślimaczym tempie , okna już nie ma , nowe będzie po niedzieli , dziś odebraliśmy blachy na opierzenie , przy okazji trzeba było kupić , papę na dach i rynny .
W dalszym ciągu wieczorem , odbywa się szlifowanie ścian , gdyż w dzień tumany kurzu , uprzykrzyły by , życie sąsiadom , a tego nie chcemy .
Jakby nie było w remontach jesteśmy zaprawieni , można powiedzieć , że od ślubu , zamiast pojechać w podróż poślubną , my zabraliśmy się za remontowanie naszych pokoi na poddaszu .
Jako , że dom duży właśnie te dwa pokoje były zawsze na wynajem , za komuny to miasto nam przydzielało lokatorów , ale to były czasy ...
Pokoje jak pokoje po lokatorskie , trzeba było przeprowadzić gruntowny ich remont, a my zamiast gruchać sobie niczym dwa gołąbki , po tygodniu gdzieś remontu , zaczęliśmy skakać sobie do oczu , wszystko nas zaczęło przerastać .
Pieniędzy poszło więcej niż zakładaliśmy , wtedy była to nowość , ocieplanie ścian od środka , takim ala styropianem w rolce ? już nie pamiętam , klej do tego kosztował wtedy majątek , a najgorsze było to , że postanowiliśmy ocieplić sufit ....już myślałam wtedy o rozwodzie .
Za nic się ten ocieplający wynalazek , tego sufitu nie chciał trzymać ...dziś się z tego śmieję , ale wtedy , miałam dość męża , tego mieszkania , ten remont trwał około dwóch miesięcy , i jeszcze może byłoby inaczej , gdybyśmy tam wtedy już nie mieszkali , a tak jeden pokój w remoncie a w drugim , my mieszkamy , jemy , śpimy i ten cały syf z tego remontowanego pomieszczenia , właził w ten zamieszkały .
Pomysłodawcą , aby sobie pokoje ocieplać , był nasz kucharz weselny , i wierzcie mi wiele czasu upłynęło , jak przeszły mi nerwy co do jego osoby .
Także wiem , że remonty potrafią uprzykrzyć , życie , zwłaszcza jak się to robi samemu ....no chyba , że się trafi ekipa remontowa , ale o tym napiszę w innym dniu ...
Pozdrawiam Ilona
Zdjęcia wyszły fioletowe , ale aparat szwankuje ....
W oparach pyłu ....
Mąż znikł ...
Tu chyba małżonek rzekł ....znów na bloga ?
Aż iskry lecą .....
Widok z domu , te światło to pracownia ...w nocy, a ja czekam z kolacją ...
Też mam lubczyk,ale tak bardziej z sentymentu dla nazwy,bo nie bardzo przepadam za jego zapachem.
OdpowiedzUsuńA męzulek Ci się udał,nie można zaprzeczyć...
A mnie się dziś najmłodsza ino pyta , mamo rosół jadłaś ?
UsuńTo prawda , odpukać , ale małżonek no udał mi się , nie będę zaprzeczać :))
I po co lubczyk hodujesz? Wasza miloscia moglibyscie obdzielic jeszcze kilkanascie par cierpiacych na jej deficyt.
OdpowiedzUsuńA malzonek powinien przy szlifowaniu uzywac maski, bo mu sie pluca zatkaja tym pylem.
Buziaki dla Was obojga.
Do zupy , hoduję , oj Panterko nie przesadzajmy , zawsze też sielanki nie mamy , tylko my bardziej taki model włoski ,ma maski , ale nie chce , to co , siłą mu nie założę :) widać tak lubi :)
UsuńTo idę mu powiedzieć , że ma od Ciebie buziaka :)))
Powiedz tez, ze jak maski nie zalozy, to wpadne tam i mu natrzaskam za lekkomyslnosc.
UsuńDobra przekażę :)) że mu sprawisz mały łomot :))
UsuńBardzo lubię lubczyk i jego zapach więc dodaję go niemal do każdej zupy. Niestety, lubczyk na naszej działce nie jest tak okazały jak Twój, ale do obiadu zawsze wystarczy :) Masz pracowitego męża Ilonko, pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńMój nadzwyczaj w tym roku obrodził , wcześniej był marny :) ale teraz jest nawożony naturalnie ...więc to może dlatego :)
UsuńBuziaki ślę :))
Ps. nie wiem jakbym małżonek nic nie potrafił zrobić , jakby to moje plany nie miały by prawa bytu :)
Pantera ma rację - maska konieczna, ale - przy tej temperaturze pewnie by się szybciej udusił;)
OdpowiedzUsuńJa też w remoncie - stale od 3 lat prawie;) Końca nie widać;)
Mój mąż mówi to samo widząc mnie z aparatem;)
Pozdrawiam Was remontowo, całusy i smacznej kolacji z... lubczykiem;)
Myślę , że paradoksalnie te remonty , bardziej pozwalają nam doceniać , to co mamy , gdyż tylko my wiemy ile nas to kosztowało pracy , nerwów , pieniędzy ....
UsuńUściski zasyłam :))
Rosół bez lubczyku to nie rosół,to również afrodyzjak,czyli jak kto woli ziele miłości...
OdpowiedzUsuńPraca idzie do przodu, widać już piękne i czyste cegły, buziaki dla Ciebie i wytrwałego małżonka
To małżonek już obsypany będzie tymi buziakami :)))
UsuńLubczyk bardzo lubię i chciałabym kiedyś miec takie zbiory, jak Ty :) Kiedyś czytałam, ze jest moczopędny ;)
OdpowiedzUsuńFakt, że do remontów to trzeba mieć anielską cierpliwość, o kasie nie wspomnę. Ale czasem trzeba i już. Dobrze, gdy inni tę potrzebę podzielają, a jak nie, to trzeba zadziałać, jak w reklamie ;)
Niestety cierpliwość nie jest moją mocną stroną , co miałaś na myśli Lidko , że trzeba zdziałać jak w reklamie , jak wiesz telewizji nie oglądam ....
UsuńNie wiem dlaczego są wątpiące w magiczną moc lubczyka,moim skromnym zdaniem działa,a już na pewno w zupie smakuje doskonale i zmniejsza ilość dodawanej Magi,czy innej słonej przyprawy,a dającej podobny posmak.
OdpowiedzUsuńIlono cierpliwość męża do Ciebie jest porażająca,on pracuje ,a Ty tworzysz zapis fotograficzny,dobre:))ale skoro mu to pasuje ,to nie mam więcej pytań.
Serdeczności na niedzielę Ilono:)))
Tą część pracy akurat wykonuje sam , bo co bym tam miała teraz robić , ja uprzątnęłam cały środek , zanim zaczęło coś się tam dziać , i być może się zdziwisz , ale sam jak zaczął wyrywać okno mnie zawołał , z myślą uwiecznienia tego :)
UsuńIlona, ale sie ciesze ze znalazłam Twój blog :) będę częściej zaglądać :)
OdpowiedzUsuńbuziaki :**
Ja również jestem rada , że trafiłam do Ciebie :))
UsuńJa za lubczykiem nie bardzo, ale jest u nas co roku. :)
OdpowiedzUsuńMąż pracowity, a Ty wspaniała, zwłaszcza z tą kolacją! :)
Uściski,
Ilona
Lubczyk faktycznie obrodził, ja używam go tylko do rosołu:)
OdpowiedzUsuń